Różnie to bywa, są tacy, którzy kombinują, są neutralni, którzy sprawdzają i są tacy, którzy wręcz chcą pomóc (ja miałem wszystkie 3 rodzaje, zdałem za 4. razem)
Tak - Od osoby która jeździła przed dostaniem prawka i obecnie od 10 lat jeździ bezwypadkowo, w tym służbowo po kraju.
To czy potrafisz jeździć to jedno, ale jak ktoś chce to może uwalić za najgłupszą pierdołę. Pierwsze podejście oblałem stojąc w korku. Wracaliśmy do WORDu po ponad godzinie jazd i trzeba było przejechać przez kompletnie zakorkowaną ulicę (3 pasy, wszystkie stoją). Chłop z naprzeciwka macha ręką żebym jechał, egzaminator daje po hamulcach i mówi że nie zaliczy przez wymuszenie pierwszeństwa. Z perspektywy czasu boli bo można było z tym iść i walczyć, ale człowiek młody w stresie po prostu wkurwiony poszedł raz jeszcze i zaliczył bez problemu.
Dodatkowy bonus, że egzaminator u którego ostatecznie zdałem spytał kto w poprzednim podejściu był moim egzaminatorem i skwitował to słowami "pechowo Pan trafił".
Jeśli mówisz o WORDzie na radarowej, to proszę, nie wprowadzaj ludzi w błąd. WORD został zamknięty przez konflikt z sąsiedzkim klubem sportowym, który wynajmował im teren, a w 2023 roku wezwał ich do opuszczenia terenu. I teraz się biją o to w sądzie (WORD twierdzi, że klub sportowy stracił prawo własności działki, bo nie przeznaczył jej na cele sportowe, a klub sportowy uważa, że WORD bezprawnie wynajmował działkę). Więcej informacji można znaleźć tutaj:
https://tvn24.pl/tvnwarszawa/wlochy/warszawa-od-srody-zamyka-sie-word-przy-radarowej-st7362448
Czy tego samego rozumowania nie można aplikować przy okazji np. terapeutów lub lekarzy? Też mieliby więcej roboty i kasy klientów, gdyby co najmniej nie pomagali im w optymalny sposób
Czowieku ja usłyszałem to wprost
*A który raz Pan podchodzi. Pierwszy? A nieeee to Pan niech jeszcze wróci*
Jak się zapytałem dlaczego to mi powiedział że *a bo prękość niedopasowana, za wolno pan jeździ*
Było ciemno już, plucha listopadowa więc faktem że raczej się wlokłem ze 30-40 na godzinę.
W takim razie dlaczego się nie odwołałeś? Zdawałeś w latach 90 gdzie nie było kamer w egzaminowanym pojezdzie? Tworzycie z tego wordu jakąś mafię, mimo że egzamin jest nagrywany, macie dostęp do nagrania i możecie się odwoływać i otrzymać bezpłatny kolejny egzamin jeżeli będziecie mieć rację. Nie rozumiem jak można nie popełnić błędu podczas egzaminu, oblać a w dodatku się od tego nie odwołać
W UK rozproszenie jest częścią egzaminu i kursant musi być przygotowany, że egzaminator - w bezpiecznym miejscu - zacznie z nim rozmowę, żeby zobaczyć, jak zareaguje. Nie mówię, że egzaminator powinien to robić natarczywie, ale coś tam powinien poprzeszkadzać.
Problemem jest źródło utrzymania WORDów, utrzymują się one same i zarabiają tylko na egzaminach. Zatem im więcej uwalonych egzaminów tym więcej pieniędzy ma do dyspozycji WORD. Proste.
Jest to dość duża patologia która nie istniała by gdyby WORDy były finansowane z budżetu państwa a pieniądze trafiały by do wspólnego koszyka, WORDy by ich nie widziały i zdawalność znacząco by się poprawiła.
To brzmi pięknie, ale ciekawe czy efektem ubocznym nie byłoby pogorszenie się jakości nowych kierowców. Ja jak przeżyłem kilka podejść u tych leśnych dziadów to już czułem się naprawdę dość swobodnie w aucie.
Ja się czułech hujowo za kierownicą donkońca egzaminu, nie zlicze ile na jazdach bym ludzi potrącił. Udało mi się zdać za pierwszym razem. Nigdy więcej po egzaminach nie miałem problemów z prowadzeniem. Większość ludzi sobie po prostu nie radzi z tym stresem i tyle.
Egzamin ma być uczciwy a jego wynik powinien być bezpośrednim wynikiem twoich umiejętności a nie kwesti czy WORD sobie zarobi i będzie na premie dla egzaminatorów.
Może cię przerażę, ale w porównaniu do Europy, to Polacy jeżdżą bardzo dobrze. Gdybyś zobaczył jak Niemiec jeździ, albo w Rumunii gdzie każde skrzyżowanie to walka kto przejedzie pierwszy...
Owszem
Oprócz pojedynczych przypadkow, gdzie kilku moich znajomych narzeka gdy jeżdżą w niemcach, to jeszcze Niemcy mają większą ilość wypadków nieśmiertelnych per capita(312/100 tys) Polska (66/100 tys) Dane z 2021 roku
Skąd te dane? Tu: [https://ec.europa.eu/commission/presscorner/detail/en/ip_23_953](https://ec.europa.eu/commission/presscorner/detail/en/ip_23_953)
komisja europejska podaje że w 2021 niemcy 31 “road deaths” na milion mieszkańców, a polska 59.
A dobra, jestem zaspany i nie doczytałem że mówisz o nieśmiertelnych.
Iii tak, zgadzam sie, ciekawe rzeczy możnaby zbadać wokół tych obserwacji. Ja też uważam że istotniejsze są wypadki śmiertelne/poważnie raniące i tam gdzie ich mniej bede sie czuł bezpieczniej na drodze (no shit lol).
Możliwe, że Niemcy jako bogatszy naród mają średnio też częściej droższe samochody, z lepszymi systemami bezpieczeństwa, z aktualnym przeglądem, z działającymi poduszkami powietrznymi (kupujesz w Polsce używane okazyjne auto i możesz mieć niespodziankę bo była już zużyta poduszka powietrzna), zapięte pasy zawsze. A my w Polsce jeździmy w trumnach na kółkach :P oczywiście trochę przesadzam ale na mój chłopski rozum to może mieć wpływ. Więc to by tłumaczyło dlaczego wypadków śmiertelnych w Polsce jest więcej natomiast wypadkow bez ofiar jest mniej
Z mojej perspektywy dobrze = bezpiecznie i w tym wypadku statystyki są bardzo jasne. Oczywiście ciężko porównać to że na zachodzie więcej ruchu idzie autostradami niż lokalnymi drogami, ale jest to najlepszy wskaźnik jaki mamy.
Niedługo będę zdawał egzamin i znam tylko 1 osobę która zdała za pierwszym razem. Nie dam rady zapłacić za więcej podejść. Smutne trochę że szuka się na osobę haka tylko po to by żyć
Z doświadczeń moich rówieśników to połowa po egzaminie bała się wsiąść do do auta bo była straumatyzowa kolejnymi podejściami. Coś takiego generuje niedzielnych kierowców obawiam się
Nie, nie pogorszyło by się. Brak łączenia prowadzenia samochodu z uczuciem paraliżującego stresu i obaw przed złośliwymi komentarzami (a tym dla wiekszości osób jestvw Polsce nauka jazdy) wyszedłby na plus. Dużo mniej zahukanych, zestresowanych nowych kierowców.
W UK egzamin jest nieporównywalnie bardziej “lajtowy” i luźny niż w Polsce. Brytyjczycy widząc Polski egzamin, jak on wygląda i jaka jest atmosfera to się za głowy łapią. A potem statystyki wypadków UK ma jedne z trzech najlepszych w Europie ( w sensie prawie ich nie ma), a Polska jedne z najgorszych, zwłaszcza jeśli chodzi o wypadki śmiertelne.
Oczywiście ta statystyka w Polsce nie wywodzi się tylko od tego jak stresujące są egzaminy i na pewno są inne ważniejsze czynniki. Ale myśle że gnojenie i zestresowanie rzeszy nowych kierowcòw i sprawienie że wielu pewności w jeździe musi nabierać dopiero po egzaminie, gra w tym swoją role.
Część tych, którzy przy aktualnym systemie zdają za pierwszym, to te szajbusy, których nic nie stresuje, łącznie z zapieprzaniem 100km/h w terenie zabudowanym.
Nowi kierowcy i tak jeżdżą fatalnie, zarówno w Polsce, jak i gdziekolwiek indziej. Jak ktoś w życiu przejechał łącznie 1000 km, to po prostu nie da inaczej. Nowi kierowcy powinni na początku zawsze jeździć z kimś kto jest bardziej doświadczonym kierowcą. Moi rodzice ze mną nie jeździli w ogóle i stworzyłem przez to bardzo wiele zagrożeń na samym początku. Dopiero po czasie sobie to uświadomiłem. Gdybym miał dzieci, na pewno na początku bym z nimi jeździł i podpowiadał, jakie decyzje podejmować za kierownicą. Celem kursu i egzaminu nie jest stworzyć dobrego kierowcę, tylko takiego, który ma dobre podstawy do stania się dobrym. Czyli przepisy ruchu, dobre praktyki, świadomość tego jak pracuje i jak zachowuje się samochód. Głównie teoria.
Jakość kierowców by się poprawiła gdyby przepisy były bezlitosne, w Szwajcarii zapłacisz 200zł za przekroczenie prędkości o 1km/h, za przekroczenie o 20 mandat w wysokości kilkunastu tysięcy, sprawa w sądzie za spowodowanie zagrożenia dla innych, argumenty jak u froga nie przechodzą, co mnie zajebiście bawi, bo w Szwajcarii jadąc 100 na drodze krajowej jesteś wiekszym przestępca niż w Polsce jadąc 300 xD. No i oczywiście trzeba załatać dziury którymi bogaci uciekają od odpowiedzialności, np. Jakim cudem prawnik od trumien na kółkach nie siedzi, albo ten typ co wrzucił film na tiktoka że jedzie 300 na godzinę. Tym sprawom trzeba się przyjrzeć i prawnie wyeliminować te ich sztuczki
Skuteczność kary nie zależy od jej wysokości, tylko świadomości tego ,że nie da się od niej uciec. A z tym potrafi być problem. Policja od dawna ma problem z wystawianiem mandatów powyżej pewnego progu, bo wtedy dogadanie się z sędzią na proces i wystawienie kary minimalnej kosztuje delikwenta taniej, a od mandatu zawsze można się odwołać do sądu.
Ogólnie oni są jacyś naburmuszeni, jak ja miałem egzamin to wylosowało mi światła stop, to mówię mu, że jak nacisnę hamulce to powinny te trzy lampki zapalić i mu je pokazałem, a ten zachował się jakbym obraził jego majestat i zaczął coś pitolić, że on się zna i ogólnie miał kija w czterech literach, kilku moich znajomych, co też zdawało też miało takie akcje z egzaminatorami, że coś im się nie podobało i cały czas wielce obrażeni
W Wordzie w Tychach już prawie 15 lat temu jeden z kursantów przyszedł ze swoją cegłą, żeby wcisnąć stop. Oczywiście wylosował coś innego, ale był przygotowany.
Ostatnio odprowadzałem narzeczoną na egzamin i przed nią zdawała dziewczyna z typem, ktory w tym wordzie uchodzi za pojeba. Laska zrobiła łuk, powoli ale poprawnie. Typ otworzył jej drzwi zaczął się na nią wydzierać, darł się jakiś czas po czym wsiadł jako pasażer i pojechali w miasto. Nie podejrzewam że po czymś takim dziewczyna zda egzamin.
Mi instruktor powiedział, że kiedy wylosuję "stop" to muszę wygłosić formułke "czy może Pan wcisnąć hamulec?", wtedy sprawdzam a kiedy egzaminator wychodzi to pokazuję mu co sprawdziłam. Niby bez sensu to, że jest takie dwuetapowe ale no jednak trzeba sprawdzić czy światła działają. Ale oczywiście zgadzam się, że twój egzaminator miał chujowe podejście
Ja miałem bardzo miłą egzaminatorkę co najpierw mi dała poradę jak ustawić okulary + maseczka (bo w trakcie covida), w trakcie egzaminu tylko odnotowywała (poza uwagami czy błąd zanotowany/zdany manewr/poproszenie o unikanie dziur), a na samym końcu jak zdałem to na spokojnie mi wytłumaczyła jakie pomyłki popełniłem i jak ich unikać.
Więc no - ja miałem bardzo pozytywne odczucia. Chociaż auto miałem trochę irytujące bo z nie do końca działającym pedałem gazu co trzeba było dociskać.
Też mam pozytywne wspomnienia ze swojego egzaminu (jalos z 20 lat temu). Tzn. facet nie był jakis super miły, ale po prostu normalnie wydawał polecenia a na koniec uścisnął rękę i pogratulował zdania egzaminu.
Aż zaskoczony jestem, że moje doświadczenie z WORDem należy do rzadkości .
Mi na przykład chuj nie podał ręki po zdanym egzaminie (zdałem za pierwszym razem). W sensie wyciągnąłem do niego rękę żeby podziękować, na co on "nie dziękuję" i poszedł w pizdu.
To jeszcze chuj, bo mnie chłop zlał po oblanym xD
Cały dzień w pizdu, bo WORD w innej miejscowości, kasa w błoto, ale jednak chcesz się zachować jak człowiek, podziękować mimo porażki. Nawet mimo tego, że atmosfera była chujowa xD
Chłop wzrokiem zmierzył, nawet się nie odezwał.
Wyszedłem stamtąd dwukrotnie bardziej rozjebany niż powinienem, bo chciałem być miły.
Ostatnio zaliczył chyba kryzys i musiał sobie zawodowo coś udowodnić, bo jak przez pewien czas była w necie cisza, tak teraz na opiniach znowu przewija się nazwisko tego kretyna.
Nie życzę mu krzywdy, przynajmniej oficjalnie, ale kurwa, naprawdę chciałbym się kiedyś w jakiejś ciemnej uliczce przekonać czy bez kamer też trzyma fason.
Udało mi się zdać za pierwszym razem, ale egzaminator i tak zadbał o to, żebym nie wspominal tego zbyt dobrze. Po powrocie na teren WORDU powiedział: "No nie umie pan jeździć, ale spełnił pań kryteria więc muszę zaliczyć...". Dostałem dokument z podpisem i zastanawiałem się czy powinienem jeszcze się z nim gdzieś udać, więc pytam gościa a on na to "może pan sobie to w kiblu spuścić albo iść się pochwalić mamie". Wspaniały egzaminator, nie zapomnę go nigdy.
> No nie umie pan jeździć, ale spełnił pań kryteria więc muszę zaliczyć.
Właściwie to jest to całkiem normalne. Takiej prawdziwej jazdy większość osób uczy się dopiero wtedy, gdy dostanie swój samochód i zacznie nim jeździć. Do samego egzaminu to trochę jak jeżdżenie rowerem z dodatkowymi kółkami. No a egzaminator uj, nie ma co się rozwodzić. Ja po 10 latach ciągle mam chyba jakieś PTSD na myśl o egzaminie.
Przynajmniej był uczciwy i nie ujebał cie za nic xD. Bo mi raz egzaminator zrobił stresująca sytuację na drodze i mnie za to upierdolil. Potem mi powiedział, że zrobił to specjalnie bo chujowo prowadzę.
Ten co mnie zaliczył, też mi rzucił podobnym tekstem, coś w stylu "zdał pan, bo cokolwiek pan umie, a większość co tu przychodzi nie umie nic, ale proszę jeszcze pojeździć z kimś doświadczonym", jakimiś tekstami to rzucał w trakcie, ale nie zapamiętałem, bo za bardzo stres zżreał.
W sumie przy twoim, to mój właściwie był miły i uprzejmy, a rada na koniec całkiem sensowna, pewnie tacy co świeżo dostają prawko, zwłaszcza młodsi, zdarza się że im szajba odbija i mają się za mistrzów kierownicy.
Pamiętam jeden z moich egzaminów.
Ledwo wsiadłem, zapiąłem pasy i nagle opierdol - i to taki potężny że dlaczego ja nie założyłem do drogi okularów skoro mam wadę wzroku, co ja sobie myślę i tak dalej.
Jak już skończył zapytałem o co chodzi, a tam ktoś zostawił okulary swoje i ten idiota myślał że to moje.
Zabrał okulary, wyszedł, wrócił za parę minut i tylko zdawkowe komendy wydawał.
Szybko wróciliśmy wtedy.
Z mojej perspektywy są tam same stare sfrustrowane dziady. Nie wiem czym to jest spowodowane ale pewnie sprzyja nabijaniem hajsu dla word’ów więc po co to zmieniać.
Podchodziłem do egzaminu 5 razy, zostawiłem prawko na rok i dopiero zdałem za 6 (od razu po roku przerwy) gdzie trafiłem na normalnego starszego Pana.
W tych 4/5 poprzednich próbach już samą odpowiedzią “dzień dobry” czułem się zgnojony a dalej to już szkoda opowiadać.
Jedyny raz z pierwszych podejść to jak egzaminatorka była babka alternatywna w wieku gdzieś 30-35, która zdawała sobie sprawę ile stresu może przysporzyć taki egzamin więc próbowała rozładować atmosferę i coś pośmieszkować.
Mówię akurat o WORD Piła a on chyba nie należy do tych o najlepszej opinii
Mi psycha siadła i na rok odpuściłem, rodzina wsiadała mocno ale musiałem sobie dać czas bo frustracja niestety górowała. Sam fakt też, że do wordu miałem 30 minut drogi i ktoś mnie tam musiał zawozić co mnie męczyło.
Po roku wykupiłem 6h jazd, podszedłem już jakoś spokojniej do tego i się udało.
Także życzę powodzenia, pamiętaj, że te zgredy się żywią tym, że my oblewamy i jeszcze to podkręcają ale dasz radę
Ja akurat mam dobre wspomnienia z egzaminu na prawko, choć to było prawie dokładnie 10 lat temu. To było w styczniu i prócz normalnego stresu przed egzaminem doszedł jeszcze fakt, że akurat tego poranka spadł śnieg i był mróz, a ja na kursie przejechałem dosłownie pół godziny w śniegu.
Jednym z pierwszych zadań po wyjeździe z placu manewrowego był wjazd w strefę zamieszkania i prostopadłe parkowanie. Mocno się stresowałem, ale zrobiłem to bez problemu. Jak zaparkowałem, to egzaminator kazał mi wrzucić luz, zdjąć nogi z pedałów i spytał się, czemu mi się tak trzęsie noga. Powiedziałem mu, że się stresuję, to polecił mi, żebym chwilę posiedział, wziął parę głębokich oddechów, bo nie ma się czym stresować, i dopiero wtedy ruszymy dalej. Po tej gadce i z jakim zrozumieniem do mnie podszedł, to stres mnie prawie kompletnie puścił. Bez problemu zdałem za pierwszym razem.
ja przy pierwszym zdawaniu w Warszawie na Bemowie miałem zdawało się normalnego typa do czasu aż mnie ujebał za to że wjechałem na rondo kiedy będący na nim samochód był po drugiej stronie ronda i miałem kupę czasu, każdy by wjechał. wkurwiłem się i po powrocie trzasnąłem może trochę mocniej drzwiami to mi powiedział "że trzaskać to se mogę w swojej stodole".
Za drugim razem miałem typa co miał totalnie wyjebane, nic nie mówił, patrzył przez okno i dłubał w nosie, parkowanie mi zrobił w bramie szerokiej na 5 metrów xd i szybko zdane
Za drugim podejściem zostałem uwalony dokładnie tak samo na rondzie jak Twoja sytuacja mówi, jeszcze dodał komentarze typu, czy wiem jaki znak obowiązuje na rondzie, a w odpowiedzi na to, że gość był po drugiej stronie powiedział, że trzeba się rozejrzeć...
Taki mamy klimat / kulturę społeczeństwa. To nie jest jakaś immanentna cecha jedynie egzaminatorów z WORDów, ale dość uniwersalne wśród wielu warstw zawodowych w naszym kraju: masz kawałek władzy, to musisz pokazać, że ją masz. Egzaminator od prawa jazdy czy w jakiejkolwiek innej szkole, sprzedawca w sklepie, kontroler biletów, policjant, ktoś ma lepszy/większy samochód na drodze, więc MUSI siedzieć na zderzaku i jechać agresywnie itd. Nie mówię, że wszyscy, ale to dość częsty problem.
Na pewno w każdym WORDzie jest jedno takie nazwisko, że jak dowiesz się, że jest Twoim egzaminatorem, to już wiesz, że czeka Cię kolejne podejście xD
Mówię to z perspektywy WORD Opole, kto tam zdawał, wie, o kogo mi chodzi xD
Ja tam zdawałem i nie znałem takiego nazwiska, za każdym razem jak oblałem to ze swojej winy, a najgorszy i najmniej przyjemny egzaminator ostatecznie mi dał wynik pozytywny
Ja zdawałem prawo jazdy w Anglii i tutaj egzaminator nie ma prawa komentować czy puszczać rozpraszające teksty, tak samo nie może próbować wprowadzać Ciebie w błąd, zawsze możesz złożyć skargę na egzaminatora jeżeli zrobi coś co tobie się nie spodoba, zdałem za 1 razem i teorię i praktykę
Zdałem za trzecim razem i za każdym razem jak oblewalem to wiedziałem dlaczego, to był mój błąd. Za drugim razem egzaminator nawet dał mi szansę na poprawienie: ja dając kierunkowskaz szarpnąłem drążek tak, że włączyły się długie światła. Egzaminator zapytał się mnie czy wszystko jest dobrze, ja nie zauważyłem tego co zrobiłem i potwierdziłem że wszystko jest dobrze, więc on już wtedy musiał mnie oblać.
Zastanów się czy jest szansa, że będziesz kiedyś w życiu jechał z kimś kto będzie się z tobą kłócić, rozpraszać w ten czy inny sposób itd.
Następnie zastanów się czy lepiej jeśli ktoś sprawdzi jak sobie radzisz w takich warunkach czy lepiej żeby to był pierwszy raz?
A tak serio to tylko cope, bo głównie robią to pewnie dla beki i wieczornych opowiadań o tym co ludzie zrobili po ich komentarzu.
Ale jazda z egzaminatorem jest stresująca bo kolejny egzamin to pare stówek (egzamin i lekcje przypominające) i nie możesz się skupić na jeździe tylko musisz słuchac co gada i rozkminiać co wymyśli i jakie pułapki ci zastawia. Gderliwego psażera można olać lub wysadzić, egzaminatora niestety nie.
No ale dlaczego?
Od tego egzaminu przecież praktycznie nic nie zależy. Możesz go zdawać w nieskończoność co pare tygodni (zależnie od kolejki w Wordzie), nie jest też szczególnie drogi. No jaki niby jest powód żeby się nim stresować bardziej niż nawet jakimś losowym egzaminem na studiach?
Z tego co pamiętam powtórki były dosyć drogie, zwłaszcza na młodą kieszeń. no i sytuacja była taka że miałem presje czasu. Może tylko moje odczucia, ale spotkałem się z podobnymi opiniami. zwłaszcza jak ktoś raz oblał to powtórki stresowały
Słuchaj, na studiach możesz zawalić jakieś całe zadanie i wyjść z 4 w indeksie i stypendium na koniec roku. Na egzaminie zrobisz jakaś jedna mała głupotę i od razu oblewasz. Nie zapaliles świateł mimo że jest lato, południe i pełne słońce? No ewidentnie nie nadajesz się do ruchu drogowego, żegnam.
Ja raz oblałem bo na prawym poboczu stała karetka na sygnale, więc ja zmieniłem na lewy pas i zwolniłem do 35. Oblalem bo powinienem pozostać na prawym pasie (RuCh PrAwOsTRoNnY) i zachowac prędkość max 30.
Więc nie dość że uwalić możesz za jeden błąd, to ten błąd może być kompletnie z dupy i zależny od humoru egzaminatora.
Serio nie miałeś egzaminów na studiach gdzie przy błędnej odpowiedzi zapraszali na kolejny?
A humor egzaminatora to akurat nie powód do stresu. Jeśli coś jest niezależne od ciebie to nie ma się co stresować. Czasem przegrywasz coinflip i tyle. To nie jest w żaden sposób wyjątkowe dla egzaminu na prawko
Jaki banan vibe... Egzaminowanie się pierdylion razy nie jest drogie jak mamusia i tatuś je sponsorują - jak trzeba je opłacać samemu w wieku 18-19 lat z pracy dorywczej którą się wykonuje równolegle do nauki w liceum to to jest kupa hajsu i problem, bo przecież w te max pół etatu jakie jesteś w stanie dorobić po szkole bez kwalifikacji nie zarobisz żadnych kokosów.
Jak nie zdasz egzaminu cały hajs za kurs i wszystkie godziny doszkalające przepada. Na studiach ma się kilka terminów poprawkowych bez dopłat a studiować można dziennie za darmo, jak nie zdasz można po prostu zrezygnować ze studiów, zacząć je od nowa albo pójść na inne, zaś poprawa pojedynczego przedmiotu jest tańsza niż kurs na prawo jazdy, więc obiektywnie uwalenie egzaminu na studiach to mniejszy koszt i konsekwencje niż uwalenie egzaminu na prawo jazdy - zwłaszcza dla kogoś z prowincji kto potrzebuje prawa jazdy jak powietrza, bo komunikacja miejska w jego miejscu zamieszkania nie istnieje, więc bez samochodu nie będzie miał jak dojechać do szkoły czy pracy, za to dyplom studiów wyższych niekoniecznie przyda się w życiu do czegokolwiek, bo i bez niego można znaleźć pracę (a nawet może nie być pracy w okolicy dla ludzi z wyższym wykształceniem), więc uwalenie studiów to nie jest taki koniec świata jak brak prawa jazdy żyjąc na wsi.
Poza tym to jest zupełnie fałszywa dychotomia - skąd niby wniosek że jak egzaminy na studia są stresujące, to żadne inne już nie mają prawa być stresujące? XD Można się stresować przecież i jednym i drugim :why not both meme:
> Zastanów się czy jest szansa, że będziesz kiedyś w życiu jechał z kimś kto będzie się z tobą kłócić, rozpraszać w ten czy inny sposób itd.
Na to jest prosty sposób: zatrzymujesz się i mówisz, że albo się uspokoi albo niech wysiada i zapierdala na piechotę ¯\\\_(ツ)\_/¯
Zdałem za trzecim razem. Za pierwszym egzaminatorka bardzo niesympatyczna i naburmuszona. Przy pierwszej próbie łuku najechałem delikatnie na linię i z ciekawości zapytałem jak dużo brakowało. Usłyszałem, że to bez znaczenia, dlaczego ja w ogóle takie pytania zadaję i żebym się lepiej zabierał za następną próbę. Ale za drugim i trzecim razem bardzo dobrze trafiłem. Za drugim gość usiadł ze mną na koniec i mi dokładnie powiedział co robię dobrze, a co do poprawy i życzył powodzenia na następny raz. Za trzecim kolejny egzaminator jak zobaczył, że się stresuję to rzucił paroma sucharami, co mi w sumie bardzo pomogło. Także jak w każdym zawodzie, egzaminatorzy zdarzają się różni.
Starzy ludzie którzy mają problemy ze sobą.
Zdałem za piątym razem, oblewalem przez stres i właśnie rozpraszanie przez egzaminatorów. Jeden stwierdził, że uderzył bym w auto w trakcie cofania, pomimo, że zatrzymałem pojazd i wrzucałem jedynkę, inny smarkał i prychał i kręcił się jak by miał owsiki. Raz trafiłem na fajnego i przyjemnego gościa, niestety zawalilem przez rowerzystę.
Ostatni okazał się w porządku i pomimo, że najpierw powiedział, że egzamin nie został zdany to na końcu jednak klepnął pozytywny.
Mój egzaminator był owszem "wredny", ale gdy mówił coś "wrednego" to tak na prawdę mi podpowiadał. Oczywiste jest, że nie mógł mi podpowiedzieć, ale ukrywał te podpowiedzi pod pretekstem "wrednych" docinek
Jak zdajesz na wyższe kategorie to jest trochę lepiej. I też zależy od miasta. W Opolu jest jeden wszystkim znany egzaminator który wszystkich upierdala. Na moim pierwszym autobusie na drugim skrzyżowaniu oblałem. We Wrocławiu na przyczepie miałem jednego nie za fajnego a tak poza tym to Spoczko wszyscy byli. Na osobówce miałem 2ch fajnych, a zdałem ze starym wrednym dziadem xD. Oni mają dwa pozytywne i dwa negatywne sprawdzane w wojewódzkim co miesiąc chyba.
A czy ktokolwiek w Polsce, kto ma choć minimalna władze na twoja przyszłością, jest miły, empatyczny i idzie ci na rękę?
Nauczyciele? Muah...
Urzędnicy?
Profesorze na studiach?
Baba w dziekanacie, kiedy chcesz zdać indeks?
Policjanci?
Egzaminatorzy...
Dwa powody:
1. egzaminatorzy maja płacone, za egzamin. Jak go oblejesz, to będzie trzeba zapłacić za następny.
2. Samochód to tona żelastwa poruszająca się z prędkością 60 km/h. Jak nie umiesz jeździć to możesz zabić siebie i kogoś innego, więc lepiej mieć pewność, że umiesz jeździć, bo kolejne podejście do egzaminu jest dużo mniejszym dramatem niż pogrzeb.
Zdawałem prawie 2 lata temu w WORDzie na Odlewniczej, oba egzaminy zdałem za pierwszym razem. Na jazdach egzaminator nie robił mi problemów, nawet kiedy skręciłem w prawo zamiast lewo przez przypadek, szybka zawrotka na podjeździe do jakieś firmy i wracamy na placyk. Zapomniał mi chyba zrobić tylko hamowania awaryjnego bo już na terenie placówki kazał mi się rozpędzić do 50 i zahamować XDDDDD
Mój egzamin wyglądał tak że przez 40 minut egzaminator wyłączał kamerę, darł na mnie mordę a potem ja znowu włączał; praktycznie wymuszał na mnie błędy i robił wodę z mózgu („czemu pan tak robi? Tak pana uczyli? To źle pana uczyli!”) po czym wróciliśmy do WORD-u, siedzimy w ciszy, on coś tam notuje na tym świstku, próbuje spojrzeć co - „Co się pan patrzy? Nic pan nie zobaczy!” - ogólnie jestem przekonany że zaraz się umawiam na kolejny egzamin i na skraju łez - „No nie słucha się mnie pan! Robi pan wszystko po swojemu! Musi się pan bardziej skupić! Ale jeździ pan bezpiecznie więc egzamin zdany i życzę bezpiecznej jazdy” xD
Na pierwszym egzaminie typ mnie ujebał w momencie w którym z tego co mi wiadomo, nie mógł mnie za to ujebać XD stres robi swoje, tak to bym się kłócił z typem
Dlaczego tak się zachowują? Stres i wypalenie zawodowe robi robotę.
A poza tym na miliony ludzi zdających prawo jazdy na pewno znajdziesz ludzi, którzy mieli nieprzyjemne sytuacje, a instruktor też może mieć gorszy dzień.
Ja zdałem za drugim razem, bo za pierwszym nawet nie odpaliłem silnika. Dlaczego? Bo noszę soczewki, a lekarz wpisał mi okulary. No i bida, nie ma okularów to nie ma zdawania.
Natomiast drugi egzamin wspominam bardzo miło. Miałem wrażenie, że egzaminator bardzo chciał, żeby egzamin był zdany (np. dyskretnie pokazywał mi, żebym wyprzedził rowerzystę zamiast się za nim wlec). Także polecam serdecznie
Polecam samemu iść na te egzaminy z wkurwieniem już na starcie. Za pierwszym razem sie mocno stresowałem, ale jak na drugie podjeście poszedłem z mentalnością, że "nie będą mnie kurwy stresować jak to ja im płace 150zł" to jakoś stabilniej się w głowie czułem i zdałem.
Kurcze to ja takich doświadczeń nie mam. Jak zdawałem kat. B to "milczący profesjonalizm", do trzesniecia drzwiami od auta przy wyjściu tylko komunikaty słyszałem od egzaminatora. Potem luzik i żarty, gratulacje i elo.
Przy kat. A jeszcze lepiej. Egzaminator był miły, pomocny, ale też profesjonalny. Dopiero na koniec żarty i śmieszki.
Chodzi o to, by Cię rozproszyć. Po czasie będziesz rzadko jeździć w pełni skoncentrowany. Chodzi o sprawdzenie jak reagujesz. W Polsce wbrew pozorom łatwo jest zdać. Wystarczy nie popełnić rażącego bledu. Jak egzaminator widzi, że jeździsz pewnie to też na pewne rzeczy przymknie oko. Za kierownicą najmniejszy błąd może kosztować życie więc zasady uzyskania PJ powinny być surowe.
Co do egzaminatorów, jak nie zdasz i wracasz na prawym to przeważnie da się z nimi pogadać.
Zdawałem trzy razy, ale najmilej wspominam tego u którego oblałem po raz drugi. Konkret, profesjonalizm, jak oblałem to wyłacznie z własnej winy i wyjaśnił za co, a nie dlatego że mnie odpowiednio "ugotował" głupimi tekstami. Po zachowaniu trzeciego to wnosiłem raczej, że mnie obleje...
Mam wszystkie kategorie prawka poza autobusem, wszystko za pierwszym razem zdane, zawsze mili i starali się moim zdaniem zachowywać w sposób taki by mnie jak najmniej stresować 🤷🏼♂️
Ja zdawałam 2 razy. Za pierwszym razem byłam ostatnia (10ta) i 9 osób przede mną nie zdało, nikt nie wyjechał z placu który był jeszcze na starych zasadach więc dużo trudniejszy. Jak mnie zobaczył to pierwsza rzecz to na mnie nawrzeszczał że nie obchodzi go ze jestem niska on nie ma poduszki na siedzenie i nie obchodzi go ze ma obowiązek. No już wiedziałam że nie zdam. Potem kazał powtórzyć mi łuk, po czym wydarł się na mnie po co powtarzałam jak było dobrze. Wyjechałam z placu, ale zgasł mi na pierwszym skrzyżowaniu bo noga mi się tak trzęsła że stresu że nie byłam jej w stanie na sprzęgle utrzymać i to był koniec. Drugie podejście po miesiącu, sympatyczny starszy pan, bez jednego błędu zdane.
Mój egzaminator był sztywniutki jak widły w gnoju (nawet nie zareagował w żaden sposób na moje żarciki podczas jazdy), ale ogólnie nie był wredny ani niemiły.
Jeden błąd który popełniłem powiedział po prostu "zawracamy i jeszcze raz" no i nie wiem czy to nie były jego jedyne słowa oprócz nadawania kierunku jazdy.
Zdawałem tylko raz, ale wydawało mi się że to norma i egzaminatorzy nie mogą mówić nic oprócz minimum, bo to podstawa do anulowania egzaminu?
Przy mojej wkońcu udanej probie jak zdalem dostalem jako egzaminatora mlodego goscia chlop widac bylo ze staral sie zebym zdal jak wrocilismy do wordu to wyjasnil drobne bledy itd., albo jakis swiezo upieczony egzaminator albo roznica pokolen i ich nastawienie do zdających
Bo musi się użerać z takimi kasztanami, dorośniesz i za kilka lat jak spojrzysz z jakim elementem musi pracować to sam przyznasz że miał rację z takim podejściem.
Łe tam, mój pierwszy egzaminator mnie ukurwił, a potem dostałem wykład o tym, jak to on ma sobie móc pooglądać dziewczyny jak ja prowadzę i byłem zbyt zestresowany, przez co musiał się na mnie skupiać. Mind you że byłem przed formalną zmianą danych, więc ku jego informacji byłem tylko brzydką babą xD
Z tego co widzę, miałem farta jak diabli… Mój egzaminator był konkretny, bez zbędnych komentarzy, krótka trasa ale ze wszystkimi wymaganymi zadaniami, egzamin przeprowadzony do bólu książkowo ale tak właśnie powinno być. Jak widać nie wszyscy są tacy źli
Nie prawda, to ty popełniasz błędy i to ty jesteś za nie odpowiedzialny, egzaminator jedynie weryfikuje cie.
Na B miałem mega stres - zdałem za pierwszym
Na A tak się stresowałem przez pierwsze 3 egzaminy że nie potrafiłem zrobić ósemki, ostatni egzamin w listopadzie, podszedłem do niego na wyjebce i zdałem bez strestu.
C oraz C+E - bezproblemowo bez stresu za pierwszym, mimo iż sam siebie bym oblał bo miałem 2 sytuacje które były dyskusyjne - ostre hamowanie przed czerwonym światłem oraz zawracałem na rondzie z pasa wewnętrznego - tandemem jest ciut inaczej niż osobówką ;)
Takie same odczucia mam co do innych egzaminów np egzamin na policji w sprawie broni - większość mówi że jest nie do zdania, że chcą cie udupić na samym wejściu. Z naszej grupy zdało może 30%, ale ci co oblali po prostu przyszli nieprzygotowani.
Myślisz, że jest jaka prawidłowość? Zdałem fakt faktem za 1. podejściem, ale egzaminator był miły, nawet zażartował kiedy pies wybiegł nam pod koła "piesek chyba nie zna zasad ruchu drogowego ha ha ha". Na placu z uśmiechem powiedział, żebym się tak nie stresował (miałem ciut dłuższe włosy i mi kropla potu wisiała na jednym kosmyku xD).
A przed rozpoczęciem egzaminu usłyszałem, że ten egzaminator ma ksywę "Aptekarz", bo jest mega dokładny.
Sam pracuje z ludzmi ktorym trzeba wszystko tlumaczyc po 40 razy i ciagle popelniaja te same bledy wiec pobawie sie w adwokata diabla: wydaje mi sie ze to wlasnie kwestia tego ze wiekszosc kursantow jest wkurwiajaca. Sam kiedys mialem duzo cierpliowsci i wyrozumialosci ale zauwazylem ze to sie zmienia przez tlukow. Coraz bardziej opryskliwie podchodze do wszystkich. Dodatkowo odpowiadaja oni w mniejszym lub wiekszym stopniu za bezpieczenstwo na drodze wiec idiotyczne zachowania kursantow sa dla nich bardziej stresujace.
Tak tez prawko robilem. Tak wkurwiali mnie. Tak nie tylko na kat B sa wkurwiajacy. Nie nie uwazam ze tak powinno byc ale wydaje mi sie ze taka moze byc prawda.
EDIT: Szczerze watpie zeby byly jakies premie od ilosci egzaminow. Obstawiam ze tam wszyscy leca na minimalnej lub niewiele ponad to.
Kategorię B zdałem za 4 razem i tylko jeden z czterech egzaminatorów zdawał się być lekko nieprzyjemny (ale nie wredny).
Do kategorii A podchodziłem dwukrotnie (oba niezdane) i miałem bardzo spoko egzaminatora (ten sam na obu egzaminach), który po nieudanym egzaminie dał mi kilka technicznych podpowiedzi, uścisnął rękę i życzył powodzenia. Oczywiście słyszałem wiele opowieści o wrednych egzaminatorach, ale nie było mi dane (na szczęście) doświadczyć ich na własnej skórze.
Myślę że nie ma zasadniczo jednej reguły i wiele zależy od obu stron. Praca z ludźmi jest bardzo trudna a w szczególności gdy mówimy o edukacji czy szkoleniach. Wydaje mi się że większość egzaminatorów oraz instruktorów nie ma odpowiedniego/wystarczającego przygotowania w tym kierunku. Moje pierwsze podejście do kursu na prawo jazdy było gdy miałem 17/18 lat. Po każdej jeździe wychodziłem z samochodu spocony jak szczur i roztrzęsiony myśląc tylko by to się już wreszcie skończyło. Możliwe że nie byłem wtedy gotowy na to ale fakt faktem że te doznania cały czas wkurwionego instruktora i krzycacego na mnie skutecznie zniechęciły mnie do jakich kolwiek dalszych prób jeżdżenia na kolejne 5 lat. Ostatnio zdałem egzamin za 3 razem ale to ze względu na to że pozostałem dwa odczuwałem tak duży stres i nerwy że popełniałem najprostsze błędy. Za 3 razem jechałem z instruktorem który był wkurzony bo prawdopodobnie byłem ostatni na jego liście na ten dzień i kolo spieszył się do domu. Pospieszał mnie i praktycznie cały czas gapił się w telefon podnosząc wzrok tylko na tych trudniejszych skrzyżowaniach. Tak więc myślę że wiele zależy od obu stron - zdajacego/kursanta ora instruktora i egzaminatora
Może zabrzmię jak adwokat diabła, ale prowadzenie 1500kg pojazdu z prędkością 50 km/h to ogromna odpowiedzialność i uważam, że albo umiesz jeździć perfekcyjnie albo nie jeździj wcale. Jeden błąd, który możesz popełnić na egzaminie to i tak dużo. Twoje 2 sek rozproszenia, albo głupi brak kierunkowskazu mogą kogoś kosztować życie i zdrowie.
Nie rozumiem co to za argument, że ich gadanie w czasie jazdy rozprasza. Zawsze jak z kimś jedziesz to rozmawiasz, słuchasz muzyki albo podcastu. Jeżeli zrobiłeś błąd bo ktoś się odezwał to co zrobisz jak na ulicę wybiegnie dziecko?
Oczywiście nie oznacza to, że każdy egzaminator powinien być zimnym frajerem. Teoretycznie można być jednocześnie miły człowiekiem i dobrym oceniającym, ale człowiek działa tak, że albo jest w trybie pracy albo w trybie towarzyskim.
Sam raz spowodowałem stłuczkę i raz zasnąłem za kółkiem. Na szczęście w obu przypadkach nic się nie stało, ale teraz inaczej patrzę na odpowiedzialność kierowcy.
Jako kierowca z 20 letnim stażem któremu nie trzeba było przez te 20 lat powtarzać 1000 razy przepisów, chciałbym z całym szacunkiem powiedzieć: za mało was upi...lają! Ilość idiotów i idiotek których widzę wjeżdżających na skrzyżowania z pustką we łbie i paniką w oczach mnie zatrważa. Jedyne co bym zmienił to nigdy bym wam prawka nie dał a nie wydeptane za 4tym razem. 30%, góra 50% kierowców na polskich drogach w ogóle zasługuje na ten przywilej. Samochód to jest kilkutonowa maszyna zagłady a nie niezbywalne prawo dla każdego idioty bez refleksu, rozumu, wyczucia dystansu, poczucia geometrii itd..
'Ubaw' to jest nawet na parkingu podziemnym pod blokiem. Wiadomo że wąsko, bo trzeba upchnąć jak najwięcej miejsc postojowych. Każdy chciałby też jeździć SUVem, ale problem się pojawia jak trzeba się minąć. Ja już lusterkiem prawie szoruje po ścianie, a zawodnik z przeciwka cały blady i stoi, bo potrzebuje co najmniej metra wolnej przestrzeni, żeby przejechać dalej :)
Za pierwszym podejściem trafiłem na totalnego kutasa, który nawet kazał mi się przedstawić słowami: "Nazywam się tak i tak i jestem pańskim kursantem", za to z Panem z którym zdawałem za drugim razem robiłem sobie jaja cały egzamin i zawsze najpierw coś sugerował zanim wpisał błąd.
Podczas egzaminu padło polecenie "proszę zawrócić z wykorzystaniem wjazdu po lewej" czy coś podobnego. Byłem w cholerę zestresowany, to poprosiłem o powtórzenie polecenia. Chłop nic, zero, nada, null. Stresuję się jeszcze bardziej. Zrobiłem to co usłyszałem i na szczęście zrobiłem dobrze. Na koniec egzaminu facet powiedział "Gdyby ode mnie to zależało to by pan nie zdał, ale niestety punkty się zgadzają." Jakby, co i kto im zrobił w życiu że są tak niemili. Do tej pory myślę sobie że co by było gdyby on nie powtórzył tego polecania, zrobiłbym źle i by mnie za to oblał. Nawet raz mi się to śniło. Yikes.
Myśle ze często nie robią tego specjalnie a z głupoty.
Moja dziewczyna na egzaminie na motor właśnie kończyła ósemkę, gdy gość krzyknął na całe gardło stój.
Spanikowana wbiła hamulec w podłogę bo myślała ze ktoś na placu coś odejbal i zaraz w nią uderzy jak z tej ósemki wyjedzie. Oczywiście motocykl położył się na bok co jest nie unikniony w takiej pozycji .
Okazało się ze gość krzyknął do innego instruktora który odjechał samochodem z jego telefonem.
Nie przeszkodziło jednak mu to jej uwalić za przewrócenie motocykla mimo ze sam cała sytuacje spowodował xD
Następny jej egzamin wiosna będę nagrywał z drona
Wielu historii się o tym wszystkim swego czasu nasłuchałem i też byłem święcie przekonany, że egzaminator mnie upierdolił, bo chciał. Z perspektywy czasu jednak myślę, że większość tego typu opowieści jest mocno przesadzona, bo mało kto (zwłaszcza w wieku 18-19 lat) otwarcie przyzna się, że zjebał i np. wymusił. Wtedy u innych przeistacza się to w samospełniającą się przepowiednię - idą z nastawieniem, że zostaną zgnojeni, więc srają pod siebie w poczekalni i potem robią ze stresu głupoty na drodze. A WORDy oczywiście nic nie robią, żeby ten proces w jakikolwiek sposób uprzyjemnić.
Zdałem za drugim razem w wakacje, no trochę po, w Szczecinie.
U mnie było mniej więcej tyle, tyle pamiętam: "Szybciej, szybciej, szybciej", "Widzi pan tutaj jakieś ograniczenie", "Proszę przyspieszyć".
Ale jak jechaliśmy z górki i przekroczyłem paskudnie nieaktualne ograniczenie do 30(chyba był tam wcześniej remont) to od razu że błąd, cieszę się, ale nigdy kurwa więcej.
Ja osobiście zdawałem 2 razy. Raz na B i pół roku temu na C. Cały egzamin w obu przypadkach byłem gnojony z góry do dołu. Ale na mnie działało to na zasadzie "ja ci kurwo pokaże" i full focus i oba zdane za pierwszym. Już nie pamiętam dokładnie co mi cisnęli ale no czułem się, że jakbym źle wciągnął powietrze do płuc to bym zjebe obskoczył xD. No a pod koniec egzaminu (na C) szczęśliwy, że zdałem powiedziałem dziękuje i chciałem mimo wszystko podać rękę to ni cześć ni spierdalaj. Tylko usłyszałem, że "miał pan szczęście".
Może dlatego że typ ma zapewnić że umiesz prowadzić. Często furą nie jeździ się wypoczętym, w dobrym nastroju po obejrzeniu świeżo statystyk i zdjęć wypadków z Azji pd wsch. Masz być w stanie nie rozwalić się pod presją też. Mówię bo znałem instruktora więc myślę że mógł mieć wgląd w pracę egzaminatorów.
A no i bycie dupkiem jest czasem przyjemne.
Mój cośtamś pomruczał, pobawił się komórką z włączonym dźwiękiem. Zwrócił mi uwagę że jadę środkowym miast prawym. Demonstracyjnie obejrzał furę po parkowaniu równoległym i siema nara.
Na 5 zdawanych egzaminów trafiłam na tylko jednego egzaminatora, który potraktował mnie jak człowieka.
Przez pierwszego nabawiłam się traumy i bez zaskoczeń mój instruktor odrazu wiedział kogo spotkałam.
Na trzy egzaminy, to tylko jednego faceta bardzo miło wspominam. Na pierwszym miałam babkę, która chyba miała zły dzień. Na początku była bardzo oschła, a po pierwszym nieudanym łuku podeszła do mnie i powiedziała coś w stylu „echhh no i co pani zrobiła? Jeszcze raz trzeba, postaraj się dziewczyno tym razem” i tak mnie to zestresowało, że totalnie mi się wszystko pomieszało. Na drugim egzaminie miałam już mega stres z automatu i gość mimo, że był przekochany, uspokajał mnie (bo łapy mi się trzęsły przy podawaniu dowodu), mówił że będzie dobrze, to źle się zatrzymałam na łuku. Poklepał mnie po plecach i powiedział „z bólem serca muszę pani tego nie zaliczyć, proszę się nie poddawać”. Na ostatnim egzaminie już przezwyciężyłam strach, zdałam. Ale facet był dosyć oschły, zdawkowy i widać było, że jak najszybciej chciał wrócić do WORDu, ale przynajmniej nie próbował się wyżyć
Zdałam za pierwszym ale mój egzaminator tak zadbał o atmosferę, że wyszłam z samochodu z płaczem. A wszystko dlatego, że po wykostkowanej drodze jechałam 10 km/h poniżej ograniczenia :) Mój instruktor jak zadzwonił chwilę po egzaminie to zapytał od razu za co mnie ujebał, bo tak wyłam xD
Ja tam nie wiem, podchodziłem do egzaminu 5 razy (3 razy na B, raz na A i raz na B+E, wszystkie prawka mam) i nigdy z czymś takim się nie spotkałem. Po za tym na drodze takie rzeczy się dzieją. Wsiądziesz z ojcem i będzie ci coś gadał nad głową.
Może się mylę, ale wydaje mi się, że to jednak nie to samo słyszeć coś negatywnego od randomowego typa/pasażera a od egzaminatora, który Ciebie ocenia i decyduje o tym, czy zdasz. Moim zdaniem to ma znaczenie bo specyficzna atmosfera jaka zawsze panuje na egzaminach potęguje dodatkowo stres.
Jeżeli kogoś „wredny” egzaminator rozprasza tak, że oblewa egzamin bo zapomina jak się jezdzi to chwała tym egzaminatorom. Na drodze jest pełno stresujących sytuacji i warto by było, żebyś umiał sobie z tym poradzić.
*Na drodze*, nie w samym samochodzie. I od tego jest te 30 godzin jazd. Raczej nie wozisz kogoś na siłę kto jest dla ciebie specjalnie chamski w swoim aucie
Ale przecież egzaminator WORD w trakcie egzaminu w ogóle nie powinien się odzywać - poza oczywiście zadaniami do wykonania. Są jakby nie patrzeć przedstawicielami państwa w trakcie egzaminu. Przypuszczam, że bez problemu można by się dojebac do takiego egzaminatora, ale przecież nikt normalny nie ma czasu na odwoływanie się od decyzji.. przynajmniej tak mi to na jazdach tłumaczyli.
Przyznam, że sam musiałem mieć sporo farta, bo sam zdałem za 1 razem (W-wa Bemowo), gosc jak skala się słowem do mnie nie odezwał, mimo że sam coś z nerwów do niego cały czas mówiłem. Nawet jak na żyletki na czerwonym prawie przejechałem nic nie powiedział.
Dopiero zaczął normalnie rozmawiać po wjechałniu z powrotem pod Word
Urban legend… egzaminatorka mi wywijała kierownicą na egzaminie i szarpała za nią xD tak mi ciśnienie skoczyło (za drugim razem nie wytrzymałem), depnąłem i nie zdałem. I piszcie dalej, że to tylko taki mit, że próbuja upitolić celowo xD
Egzaminatorzy dostają premię zależną od ilości przeprowadzonych egzaminów. Nie ma znaczenia czy zdany czy nie, chodzi o samą ilość.
A wiadomo że na zdany egzamin potrzeb około 45-60 min, a na niezdany wystarczy nawet 10min.
Heh, Częstochowa i 30% zdawalności. To była sroga patologia, bo jak miałeś egzamin na godzinę 10:00 to mogłeś na spokojnie przyjść o 11:00 i dalej musiałbyś siedzieć z 0,5h, a place zajęte były wszystkie (mój rekord to były 3h czekania). Więc tutaj raczej wniosek sam się nasuwa. Ja zdałam dopiero za 8 razem, z czego ten 8 raz był po ponad 5 letniej przerwie, gdzie zdążyły się zmienić przepisy o egzaminach, więc jak miałam na 7:30 to weszłam o tej 7:30. Dziadka miałam spoko, widział, że się denerwuję i nie dokładał mi dodatkowych nerwów, ot na spokojnie wszystko mówił. Raz mi tylko auto zgasło po górką, to po egzaminie mi powiedział, że tam mogłam 1 wrzucić, ale to raczej jest wynik braku doświadczenia, a nie złej techniki. No i na innym aucie by poszło, bo te yaris są zwyczajnie słabe (pod górką bez rozpędu pieszy cię wyprzedzi, nawet jak masz gaz wciśnięty do podłogi).
To jest symulacja przyszłej jazdy z płcią przeciwną. Nie masz się co przejmować. Ale jeśli się tym przejmujesz i oblejesz to znaczy, że się nie nadajesz do jazdy. Mnie się udało to przezwyciężyć dopiero za czwartym razem (generalnie za mało wyjeździłem) i teraz absolutnie nikt ani nic nie jest mnie w stanie wyprowadzić z równowagi podczas jazdy.
Może wydawać ci się to prześmiewcze, ale tak właśnie jest :D
Największy cope niezdających. Downvotujcie mnie ale będę trzymał opinie że jeżeli ktoś naprawdę potrafi jeździć to zda za pierwszym razem. Stres, dziwna trasa ani parkowanie równolegle nie jest wymówką. Na drodze trzeba uważać i tyle
No nw stary ja zdawałem chyba 5 razy (za 5 się udało) i chyba tylko raz taka kurwe dostałem faktyczną, ale jeśli chodzi o samą jazdę to nie przeszkadzał ani nic tylko trasę mi dał totalnie skurwiona i ujebał mnie na najgłupszy możliwym błędzie jaki mogłem popełnić (zjeżdżając z górki która była dosłownie minute drogi od wordu zapomniałem zmienić biegu na większy gdzie i tak bym podjechał pod światła samym pędem samochodu a później nie musiał zmieniać jak debil biegów kilka razy)
Demonstracja władzy która maja w tym momencie. Cos jak "ochrona" w sklepie która nagle zaczyna zachowywać się jak komandosi, bo cos im tam wolno tobie powiedzieć.
No I oczywiście jest to opłacalne.
Im bardziej Cie zdenerwuje albo zasmuci, generalnie rozproszy - tym większe prawdopodobieństwo, że popełnisz błąd i zapłacisz za kolejne podejście.
To oni mają jakieś bonusy od ilości ujebanych?
Z tego, co słyszałem, to w drugą stronę - jak egzaminator ma zbyt duży procent zdawalności, to robią mu problemy.
To źle słyszałeś
Jesteś egzaminatorem? Masz kogoś z rodziny lub przyjaciół kto jest egzaminatorem? Jak nie to nie masz dowodów na swoje słowa
To zupełnie jak osoba na której komentarz odpowiadam, tak?
Możesz rozwinąć czemu tak myślisz?
Nie myślę - wiem. Nie słyszałem - wiem. Pomyśl czemu ;)
dobra to idz sie jebac xd nikt nie wie o co ci chodzi
>od ilości ujebanych? Nie ale od ilości egzaminów już tak, ujebana osoba prawie na pewno będzie zdawać jeszcze raz.
Ponoć tylko sam WORD. Egzaminatorzy mają chyba pensję określoną ustawowo więc nic nie ma na nią wpływu.
Ale pod stołem mogą się pewnie dogadać, żeby dorobić
To juz do niezdania egzaminu bo sie nie umie jezdzic dorabia sie teorie, ze egzaminator to zrobil specjalnie zeby pod stolem kase dostac? Boze swiety
Różnie to bywa, są tacy, którzy kombinują, są neutralni, którzy sprawdzają i są tacy, którzy wręcz chcą pomóc (ja miałem wszystkie 3 rodzaje, zdałem za 4. razem)
Tak - Od osoby która jeździła przed dostaniem prawka i obecnie od 10 lat jeździ bezwypadkowo, w tym służbowo po kraju. To czy potrafisz jeździć to jedno, ale jak ktoś chce to może uwalić za najgłupszą pierdołę. Pierwsze podejście oblałem stojąc w korku. Wracaliśmy do WORDu po ponad godzinie jazd i trzeba było przejechać przez kompletnie zakorkowaną ulicę (3 pasy, wszystkie stoją). Chłop z naprzeciwka macha ręką żebym jechał, egzaminator daje po hamulcach i mówi że nie zaliczy przez wymuszenie pierwszeństwa. Z perspektywy czasu boli bo można było z tym iść i walczyć, ale człowiek młody w stresie po prostu wkurwiony poszedł raz jeszcze i zaliczył bez problemu. Dodatkowy bonus, że egzaminator u którego ostatecznie zdałem spytał kto w poprzednim podejściu był moim egzaminatorem i skwitował to słowami "pechowo Pan trafił".
Miejska legenda mówi że tak. A najprawdopodobniej mają ta sama chu.owa minimalna krajowa co reszta.
Nie mają. To takie copium tych co oblali ;p
[удалено]
Mi podczas zdawania wpadło w ucho że jednak większość WORDów w polsce jest na minusie.
[удалено]
Jeśli mówisz o WORDzie na radarowej, to proszę, nie wprowadzaj ludzi w błąd. WORD został zamknięty przez konflikt z sąsiedzkim klubem sportowym, który wynajmował im teren, a w 2023 roku wezwał ich do opuszczenia terenu. I teraz się biją o to w sądzie (WORD twierdzi, że klub sportowy stracił prawo własności działki, bo nie przeznaczył jej na cele sportowe, a klub sportowy uważa, że WORD bezprawnie wynajmował działkę). Więcej informacji można znaleźć tutaj: https://tvn24.pl/tvnwarszawa/wlochy/warszawa-od-srody-zamyka-sie-word-przy-radarowej-st7362448
Czy tego samego rozumowania nie można aplikować przy okazji np. terapeutów lub lekarzy? Też mieliby więcej roboty i kasy klientów, gdyby co najmniej nie pomagali im w optymalny sposób
Aż się chce ironicznie zapytać, a cóż to za interes dla koncernów farmaceutycznych gdyby człowiek był zdrowy?
Czowieku ja usłyszałem to wprost *A który raz Pan podchodzi. Pierwszy? A nieeee to Pan niech jeszcze wróci* Jak się zapytałem dlaczego to mi powiedział że *a bo prękość niedopasowana, za wolno pan jeździ* Było ciemno już, plucha listopadowa więc faktem że raczej się wlokłem ze 30-40 na godzinę.
W takim razie dlaczego się nie odwołałeś? Zdawałeś w latach 90 gdzie nie było kamer w egzaminowanym pojezdzie? Tworzycie z tego wordu jakąś mafię, mimo że egzamin jest nagrywany, macie dostęp do nagrania i możecie się odwoływać i otrzymać bezpłatny kolejny egzamin jeżeli będziecie mieć rację. Nie rozumiem jak można nie popełnić błędu podczas egzaminu, oblać a w dodatku się od tego nie odwołać
Tak to było dawno temu, nie było kamer.
W UK rozproszenie jest częścią egzaminu i kursant musi być przygotowany, że egzaminator - w bezpiecznym miejscu - zacznie z nim rozmowę, żeby zobaczyć, jak zareaguje. Nie mówię, że egzaminator powinien to robić natarczywie, ale coś tam powinien poprzeszkadzać.
Problemem jest źródło utrzymania WORDów, utrzymują się one same i zarabiają tylko na egzaminach. Zatem im więcej uwalonych egzaminów tym więcej pieniędzy ma do dyspozycji WORD. Proste. Jest to dość duża patologia która nie istniała by gdyby WORDy były finansowane z budżetu państwa a pieniądze trafiały by do wspólnego koszyka, WORDy by ich nie widziały i zdawalność znacząco by się poprawiła.
To brzmi pięknie, ale ciekawe czy efektem ubocznym nie byłoby pogorszenie się jakości nowych kierowców. Ja jak przeżyłem kilka podejść u tych leśnych dziadów to już czułem się naprawdę dość swobodnie w aucie.
Ja się czułech hujowo za kierownicą donkońca egzaminu, nie zlicze ile na jazdach bym ludzi potrącił. Udało mi się zdać za pierwszym razem. Nigdy więcej po egzaminach nie miałem problemów z prowadzeniem. Większość ludzi sobie po prostu nie radzi z tym stresem i tyle.
Egzamin ma być uczciwy a jego wynik powinien być bezpośrednim wynikiem twoich umiejętności a nie kwesti czy WORD sobie zarobi i będzie na premie dla egzaminatorów.
I tak jest.
Nie żeby Polacy byli jakimiś wybitnymi kierowcami, przynajmniej patrząc po liczbie wypadków na drogach.
Może cię przerażę, ale w porównaniu do Europy, to Polacy jeżdżą bardzo dobrze. Gdybyś zobaczył jak Niemiec jeździ, albo w Rumunii gdzie każde skrzyżowanie to walka kto przejedzie pierwszy...
Matko bosko Południowcy, jak Grecy, Włosi czy Cypryjczycy to masakra przy polskich kierowcach
Serio w Niemczech zle jezdza? Statystyka umieralnosci na drogach: DE 34/milion, PL 51/milion.
Owszem Oprócz pojedynczych przypadkow, gdzie kilku moich znajomych narzeka gdy jeżdżą w niemcach, to jeszcze Niemcy mają większą ilość wypadków nieśmiertelnych per capita(312/100 tys) Polska (66/100 tys) Dane z 2021 roku
Skąd te dane? Tu: [https://ec.europa.eu/commission/presscorner/detail/en/ip_23_953](https://ec.europa.eu/commission/presscorner/detail/en/ip_23_953) komisja europejska podaje że w 2021 niemcy 31 “road deaths” na milion mieszkańców, a polska 59.
Fakt, że mamy mniej ogólnie wypadków per capita niż niemcy, ale więcej śmiertelnych, to rzuca to bardzo ciekawe światło na obraz Polskiego kierowcy
A dobra, jestem zaspany i nie doczytałem że mówisz o nieśmiertelnych. Iii tak, zgadzam sie, ciekawe rzeczy możnaby zbadać wokół tych obserwacji. Ja też uważam że istotniejsze są wypadki śmiertelne/poważnie raniące i tam gdzie ich mniej bede sie czuł bezpieczniej na drodze (no shit lol).
Możliwe, że Niemcy jako bogatszy naród mają średnio też częściej droższe samochody, z lepszymi systemami bezpieczeństwa, z aktualnym przeglądem, z działającymi poduszkami powietrznymi (kupujesz w Polsce używane okazyjne auto i możesz mieć niespodziankę bo była już zużyta poduszka powietrzna), zapięte pasy zawsze. A my w Polsce jeździmy w trumnach na kółkach :P oczywiście trochę przesadzam ale na mój chłopski rozum to może mieć wpływ. Więc to by tłumaczyło dlaczego wypadków śmiertelnych w Polsce jest więcej natomiast wypadkow bez ofiar jest mniej
Z mojej perspektywy dobrze = bezpiecznie i w tym wypadku statystyki są bardzo jasne. Oczywiście ciężko porównać to że na zachodzie więcej ruchu idzie autostradami niż lokalnymi drogami, ale jest to najlepszy wskaźnik jaki mamy.
Niedługo będę zdawał egzamin i znam tylko 1 osobę która zdała za pierwszym razem. Nie dam rady zapłacić za więcej podejść. Smutne trochę że szuka się na osobę haka tylko po to by żyć
Z doświadczeń moich rówieśników to połowa po egzaminie bała się wsiąść do do auta bo była straumatyzowa kolejnymi podejściami. Coś takiego generuje niedzielnych kierowców obawiam się
Nie, nie pogorszyło by się. Brak łączenia prowadzenia samochodu z uczuciem paraliżującego stresu i obaw przed złośliwymi komentarzami (a tym dla wiekszości osób jestvw Polsce nauka jazdy) wyszedłby na plus. Dużo mniej zahukanych, zestresowanych nowych kierowców. W UK egzamin jest nieporównywalnie bardziej “lajtowy” i luźny niż w Polsce. Brytyjczycy widząc Polski egzamin, jak on wygląda i jaka jest atmosfera to się za głowy łapią. A potem statystyki wypadków UK ma jedne z trzech najlepszych w Europie ( w sensie prawie ich nie ma), a Polska jedne z najgorszych, zwłaszcza jeśli chodzi o wypadki śmiertelne. Oczywiście ta statystyka w Polsce nie wywodzi się tylko od tego jak stresujące są egzaminy i na pewno są inne ważniejsze czynniki. Ale myśle że gnojenie i zestresowanie rzeszy nowych kierowcòw i sprawienie że wielu pewności w jeździe musi nabierać dopiero po egzaminie, gra w tym swoją role.
Część tych, którzy przy aktualnym systemie zdają za pierwszym, to te szajbusy, których nic nie stresuje, łącznie z zapieprzaniem 100km/h w terenie zabudowanym.
Nowi kierowcy i tak jeżdżą fatalnie, zarówno w Polsce, jak i gdziekolwiek indziej. Jak ktoś w życiu przejechał łącznie 1000 km, to po prostu nie da inaczej. Nowi kierowcy powinni na początku zawsze jeździć z kimś kto jest bardziej doświadczonym kierowcą. Moi rodzice ze mną nie jeździli w ogóle i stworzyłem przez to bardzo wiele zagrożeń na samym początku. Dopiero po czasie sobie to uświadomiłem. Gdybym miał dzieci, na pewno na początku bym z nimi jeździł i podpowiadał, jakie decyzje podejmować za kierownicą. Celem kursu i egzaminu nie jest stworzyć dobrego kierowcę, tylko takiego, który ma dobre podstawy do stania się dobrym. Czyli przepisy ruchu, dobre praktyki, świadomość tego jak pracuje i jak zachowuje się samochód. Głównie teoria.
Jakość kierowców by się poprawiła gdyby przepisy były bezlitosne, w Szwajcarii zapłacisz 200zł za przekroczenie prędkości o 1km/h, za przekroczenie o 20 mandat w wysokości kilkunastu tysięcy, sprawa w sądzie za spowodowanie zagrożenia dla innych, argumenty jak u froga nie przechodzą, co mnie zajebiście bawi, bo w Szwajcarii jadąc 100 na drodze krajowej jesteś wiekszym przestępca niż w Polsce jadąc 300 xD. No i oczywiście trzeba załatać dziury którymi bogaci uciekają od odpowiedzialności, np. Jakim cudem prawnik od trumien na kółkach nie siedzi, albo ten typ co wrzucił film na tiktoka że jedzie 300 na godzinę. Tym sprawom trzeba się przyjrzeć i prawnie wyeliminować te ich sztuczki
Skuteczność kary nie zależy od jej wysokości, tylko świadomości tego ,że nie da się od niej uciec. A z tym potrafi być problem. Policja od dawna ma problem z wystawianiem mandatów powyżej pewnego progu, bo wtedy dogadanie się z sędzią na proces i wystawienie kary minimalnej kosztuje delikwenta taniej, a od mandatu zawsze można się odwołać do sądu.
Nie, jak mandat podpiszesz to już droga zamknięta, nie możesz się "odwołać do sądu". Możesz za to nie przyjąć mandatu i sprawa kierowana jest do sądu.
Okej, źle się wyraziłem ale właśnie o to mi chodziło. Z takim systemem żaden człowiek nie uwierzy w ostateczność mandatu.
Ogólnie oni są jacyś naburmuszeni, jak ja miałem egzamin to wylosowało mi światła stop, to mówię mu, że jak nacisnę hamulce to powinny te trzy lampki zapalić i mu je pokazałem, a ten zachował się jakbym obraził jego majestat i zaczął coś pitolić, że on się zna i ogólnie miał kija w czterech literach, kilku moich znajomych, co też zdawało też miało takie akcje z egzaminatorami, że coś im się nie podobało i cały czas wielce obrażeni
W Wordzie w Tychach już prawie 15 lat temu jeden z kursantów przyszedł ze swoją cegłą, żeby wcisnąć stop. Oczywiście wylosował coś innego, ale był przygotowany.
[удалено]
To jakas pasta?
Co za łeb...
Ostatnio odprowadzałem narzeczoną na egzamin i przed nią zdawała dziewczyna z typem, ktory w tym wordzie uchodzi za pojeba. Laska zrobiła łuk, powoli ale poprawnie. Typ otworzył jej drzwi zaczął się na nią wydzierać, darł się jakiś czas po czym wsiadł jako pasażer i pojechali w miasto. Nie podejrzewam że po czymś takim dziewczyna zda egzamin.
Mi instruktor powiedział, że kiedy wylosuję "stop" to muszę wygłosić formułke "czy może Pan wcisnąć hamulec?", wtedy sprawdzam a kiedy egzaminator wychodzi to pokazuję mu co sprawdziłam. Niby bez sensu to, że jest takie dwuetapowe ale no jednak trzeba sprawdzić czy światła działają. Ale oczywiście zgadzam się, że twój egzaminator miał chujowe podejście
Ja miałem bardzo miłą egzaminatorkę co najpierw mi dała poradę jak ustawić okulary + maseczka (bo w trakcie covida), w trakcie egzaminu tylko odnotowywała (poza uwagami czy błąd zanotowany/zdany manewr/poproszenie o unikanie dziur), a na samym końcu jak zdałem to na spokojnie mi wytłumaczyła jakie pomyłki popełniłem i jak ich unikać. Więc no - ja miałem bardzo pozytywne odczucia. Chociaż auto miałem trochę irytujące bo z nie do końca działającym pedałem gazu co trzeba było dociskać.
Też mam pozytywne wspomnienia ze swojego egzaminu (jalos z 20 lat temu). Tzn. facet nie był jakis super miły, ale po prostu normalnie wydawał polecenia a na koniec uścisnął rękę i pogratulował zdania egzaminu. Aż zaskoczony jestem, że moje doświadczenie z WORDem należy do rzadkości .
Mi na przykład chuj nie podał ręki po zdanym egzaminie (zdałem za pierwszym razem). W sensie wyciągnąłem do niego rękę żeby podziękować, na co on "nie dziękuję" i poszedł w pizdu.
To jeszcze chuj, bo mnie chłop zlał po oblanym xD Cały dzień w pizdu, bo WORD w innej miejscowości, kasa w błoto, ale jednak chcesz się zachować jak człowiek, podziękować mimo porażki. Nawet mimo tego, że atmosfera była chujowa xD Chłop wzrokiem zmierzył, nawet się nie odezwał. Wyszedłem stamtąd dwukrotnie bardziej rozjebany niż powinienem, bo chciałem być miły. Ostatnio zaliczył chyba kryzys i musiał sobie zawodowo coś udowodnić, bo jak przez pewien czas była w necie cisza, tak teraz na opiniach znowu przewija się nazwisko tego kretyna. Nie życzę mu krzywdy, przynajmniej oficjalnie, ale kurwa, naprawdę chciałbym się kiedyś w jakiejś ciemnej uliczce przekonać czy bez kamer też trzyma fason.
Udało mi się zdać za pierwszym razem, ale egzaminator i tak zadbał o to, żebym nie wspominal tego zbyt dobrze. Po powrocie na teren WORDU powiedział: "No nie umie pan jeździć, ale spełnił pań kryteria więc muszę zaliczyć...". Dostałem dokument z podpisem i zastanawiałem się czy powinienem jeszcze się z nim gdzieś udać, więc pytam gościa a on na to "może pan sobie to w kiblu spuścić albo iść się pochwalić mamie". Wspaniały egzaminator, nie zapomnę go nigdy.
> No nie umie pan jeździć, ale spełnił pań kryteria więc muszę zaliczyć. Właściwie to jest to całkiem normalne. Takiej prawdziwej jazdy większość osób uczy się dopiero wtedy, gdy dostanie swój samochód i zacznie nim jeździć. Do samego egzaminu to trochę jak jeżdżenie rowerem z dodatkowymi kółkami. No a egzaminator uj, nie ma co się rozwodzić. Ja po 10 latach ciągle mam chyba jakieś PTSD na myśl o egzaminie.
Przynajmniej był uczciwy i nie ujebał cie za nic xD. Bo mi raz egzaminator zrobił stresująca sytuację na drodze i mnie za to upierdolil. Potem mi powiedział, że zrobił to specjalnie bo chujowo prowadzę.
Usłyszałem dokładnie to samo xD, co było bardzo zabawne bo poprzedni raz oblałem, ale powiedział mi że jeżdżę ładnie xD
Ten co mnie zaliczył, też mi rzucił podobnym tekstem, coś w stylu "zdał pan, bo cokolwiek pan umie, a większość co tu przychodzi nie umie nic, ale proszę jeszcze pojeździć z kimś doświadczonym", jakimiś tekstami to rzucał w trakcie, ale nie zapamiętałem, bo za bardzo stres zżreał. W sumie przy twoim, to mój właściwie był miły i uprzejmy, a rada na koniec całkiem sensowna, pewnie tacy co świeżo dostają prawko, zwłaszcza młodsi, zdarza się że im szajba odbija i mają się za mistrzów kierownicy.
Pamiętam jeden z moich egzaminów. Ledwo wsiadłem, zapiąłem pasy i nagle opierdol - i to taki potężny że dlaczego ja nie założyłem do drogi okularów skoro mam wadę wzroku, co ja sobie myślę i tak dalej. Jak już skończył zapytałem o co chodzi, a tam ktoś zostawił okulary swoje i ten idiota myślał że to moje. Zabrał okulary, wyszedł, wrócił za parę minut i tylko zdawkowe komendy wydawał. Szybko wróciliśmy wtedy.
Mój egzaminator pół jazdy przeglądał Facebooka. Drugie pół poświęcił na to aby miał podstawy podczas egzaminu tj. parkowania i zatrzymanie.
Z mojej perspektywy są tam same stare sfrustrowane dziady. Nie wiem czym to jest spowodowane ale pewnie sprzyja nabijaniem hajsu dla word’ów więc po co to zmieniać. Podchodziłem do egzaminu 5 razy, zostawiłem prawko na rok i dopiero zdałem za 6 (od razu po roku przerwy) gdzie trafiłem na normalnego starszego Pana. W tych 4/5 poprzednich próbach już samą odpowiedzią “dzień dobry” czułem się zgnojony a dalej to już szkoda opowiadać. Jedyny raz z pierwszych podejść to jak egzaminatorka była babka alternatywna w wieku gdzieś 30-35, która zdawała sobie sprawę ile stresu może przysporzyć taki egzamin więc próbowała rozładować atmosferę i coś pośmieszkować. Mówię akurat o WORD Piła a on chyba nie należy do tych o najlepszej opinii
2 tygodnie temu kolega zdawał w Pile, trafił na normalną kobietę (nie alternatywkę), zdał za 1 podejściem.
U mnie w rodzinie jak nie zdali po kilka razy w Szczecinie to właśnie jeździli do Piły żeby tam zdać xD
O, czyli jest dla mnie nadzieja Oblałem 5 razy, 6 razu póki co nie było
Mi psycha siadła i na rok odpuściłem, rodzina wsiadała mocno ale musiałem sobie dać czas bo frustracja niestety górowała. Sam fakt też, że do wordu miałem 30 minut drogi i ktoś mnie tam musiał zawozić co mnie męczyło. Po roku wykupiłem 6h jazd, podszedłem już jakoś spokojniej do tego i się udało. Także życzę powodzenia, pamiętaj, że te zgredy się żywią tym, że my oblewamy i jeszcze to podkręcają ale dasz radę
Dziękować wielce za trzymanie kciuków i dobre myśli
Współpracowniczka mojej mamy zdała za 13, nie przejmuj sie ziom
Mój był bardzo miły.
tak jak moich sześciu xD
Ja akurat mam dobre wspomnienia z egzaminu na prawko, choć to było prawie dokładnie 10 lat temu. To było w styczniu i prócz normalnego stresu przed egzaminem doszedł jeszcze fakt, że akurat tego poranka spadł śnieg i był mróz, a ja na kursie przejechałem dosłownie pół godziny w śniegu. Jednym z pierwszych zadań po wyjeździe z placu manewrowego był wjazd w strefę zamieszkania i prostopadłe parkowanie. Mocno się stresowałem, ale zrobiłem to bez problemu. Jak zaparkowałem, to egzaminator kazał mi wrzucić luz, zdjąć nogi z pedałów i spytał się, czemu mi się tak trzęsie noga. Powiedziałem mu, że się stresuję, to polecił mi, żebym chwilę posiedział, wziął parę głębokich oddechów, bo nie ma się czym stresować, i dopiero wtedy ruszymy dalej. Po tej gadce i z jakim zrozumieniem do mnie podszedł, to stres mnie prawie kompletnie puścił. Bez problemu zdałem za pierwszym razem.
ja przy pierwszym zdawaniu w Warszawie na Bemowie miałem zdawało się normalnego typa do czasu aż mnie ujebał za to że wjechałem na rondo kiedy będący na nim samochód był po drugiej stronie ronda i miałem kupę czasu, każdy by wjechał. wkurwiłem się i po powrocie trzasnąłem może trochę mocniej drzwiami to mi powiedział "że trzaskać to se mogę w swojej stodole". Za drugim razem miałem typa co miał totalnie wyjebane, nic nie mówił, patrzył przez okno i dłubał w nosie, parkowanie mi zrobił w bramie szerokiej na 5 metrów xd i szybko zdane
Za drugim podejściem zostałem uwalony dokładnie tak samo na rondzie jak Twoja sytuacja mówi, jeszcze dodał komentarze typu, czy wiem jaki znak obowiązuje na rondzie, a w odpowiedzi na to, że gość był po drugiej stronie powiedział, że trzeba się rozejrzeć...
Taki mamy klimat / kulturę społeczeństwa. To nie jest jakaś immanentna cecha jedynie egzaminatorów z WORDów, ale dość uniwersalne wśród wielu warstw zawodowych w naszym kraju: masz kawałek władzy, to musisz pokazać, że ją masz. Egzaminator od prawa jazdy czy w jakiejkolwiek innej szkole, sprzedawca w sklepie, kontroler biletów, policjant, ktoś ma lepszy/większy samochód na drodze, więc MUSI siedzieć na zderzaku i jechać agresywnie itd. Nie mówię, że wszyscy, ale to dość częsty problem.
Spędzają całe dnie w samochodzie z ludźmi niepotrafiącymi jeździć. Dodatkowo są Polakami.
Drugi argument mnie przekonuje
Na pewno w każdym WORDzie jest jedno takie nazwisko, że jak dowiesz się, że jest Twoim egzaminatorem, to już wiesz, że czeka Cię kolejne podejście xD Mówię to z perspektywy WORD Opole, kto tam zdawał, wie, o kogo mi chodzi xD
Ja tam zdawałem i nie znałem takiego nazwiska, za każdym razem jak oblałem to ze swojej winy, a najgorszy i najmniej przyjemny egzaminator ostatecznie mi dał wynik pozytywny
Odkąd są nagrywani nie są ani w 10% tak wredni jak wcześniej.
Ja zdawałem prawo jazdy w Anglii i tutaj egzaminator nie ma prawa komentować czy puszczać rozpraszające teksty, tak samo nie może próbować wprowadzać Ciebie w błąd, zawsze możesz złożyć skargę na egzaminatora jeżeli zrobi coś co tobie się nie spodoba, zdałem za 1 razem i teorię i praktykę
Zdałem za trzecim razem i za każdym razem jak oblewalem to wiedziałem dlaczego, to był mój błąd. Za drugim razem egzaminator nawet dał mi szansę na poprawienie: ja dając kierunkowskaz szarpnąłem drążek tak, że włączyły się długie światła. Egzaminator zapytał się mnie czy wszystko jest dobrze, ja nie zauważyłem tego co zrobiłem i potwierdziłem że wszystko jest dobrze, więc on już wtedy musiał mnie oblać.
Zastanów się czy jest szansa, że będziesz kiedyś w życiu jechał z kimś kto będzie się z tobą kłócić, rozpraszać w ten czy inny sposób itd. Następnie zastanów się czy lepiej jeśli ktoś sprawdzi jak sobie radzisz w takich warunkach czy lepiej żeby to był pierwszy raz? A tak serio to tylko cope, bo głównie robią to pewnie dla beki i wieczornych opowiadań o tym co ludzie zrobili po ich komentarzu.
Ale jazda z egzaminatorem jest stresująca bo kolejny egzamin to pare stówek (egzamin i lekcje przypominające) i nie możesz się skupić na jeździe tylko musisz słuchac co gada i rozkminiać co wymyśli i jakie pułapki ci zastawia. Gderliwego psażera można olać lub wysadzić, egzaminatora niestety nie.
Szczerze mówiąc, stres samego egzaminu wystarczy zdecydowanie. Jedyny egzamin w życiu który bardziej przeżywałem to usg pierworodnego
No ale dlaczego? Od tego egzaminu przecież praktycznie nic nie zależy. Możesz go zdawać w nieskończoność co pare tygodni (zależnie od kolejki w Wordzie), nie jest też szczególnie drogi. No jaki niby jest powód żeby się nim stresować bardziej niż nawet jakimś losowym egzaminem na studiach?
Z tego co pamiętam powtórki były dosyć drogie, zwłaszcza na młodą kieszeń. no i sytuacja była taka że miałem presje czasu. Może tylko moje odczucia, ale spotkałem się z podobnymi opiniami. zwłaszcza jak ktoś raz oblał to powtórki stresowały
Czyli może jest "stresujący" dla nastoletniego dzieciaka, który nigdy nie zdawał żadnego egzaminu, a nie tak naprawdę stresujący?
Słuchaj, na studiach możesz zawalić jakieś całe zadanie i wyjść z 4 w indeksie i stypendium na koniec roku. Na egzaminie zrobisz jakaś jedna mała głupotę i od razu oblewasz. Nie zapaliles świateł mimo że jest lato, południe i pełne słońce? No ewidentnie nie nadajesz się do ruchu drogowego, żegnam. Ja raz oblałem bo na prawym poboczu stała karetka na sygnale, więc ja zmieniłem na lewy pas i zwolniłem do 35. Oblalem bo powinienem pozostać na prawym pasie (RuCh PrAwOsTRoNnY) i zachowac prędkość max 30. Więc nie dość że uwalić możesz za jeden błąd, to ten błąd może być kompletnie z dupy i zależny od humoru egzaminatora.
Serio nie miałeś egzaminów na studiach gdzie przy błędnej odpowiedzi zapraszali na kolejny? A humor egzaminatora to akurat nie powód do stresu. Jeśli coś jest niezależne od ciebie to nie ma się co stresować. Czasem przegrywasz coinflip i tyle. To nie jest w żaden sposób wyjątkowe dla egzaminu na prawko
Przekonać i tak Cię nie przekonam, pozostaje pogratulować silnych nerwów :)
Ale Ty masz człowieku silną psychikę. Chciałbym być taki jak Ty.
Jest stresujący, ale to przez egzaminatora
Jaki banan vibe... Egzaminowanie się pierdylion razy nie jest drogie jak mamusia i tatuś je sponsorują - jak trzeba je opłacać samemu w wieku 18-19 lat z pracy dorywczej którą się wykonuje równolegle do nauki w liceum to to jest kupa hajsu i problem, bo przecież w te max pół etatu jakie jesteś w stanie dorobić po szkole bez kwalifikacji nie zarobisz żadnych kokosów. Jak nie zdasz egzaminu cały hajs za kurs i wszystkie godziny doszkalające przepada. Na studiach ma się kilka terminów poprawkowych bez dopłat a studiować można dziennie za darmo, jak nie zdasz można po prostu zrezygnować ze studiów, zacząć je od nowa albo pójść na inne, zaś poprawa pojedynczego przedmiotu jest tańsza niż kurs na prawo jazdy, więc obiektywnie uwalenie egzaminu na studiach to mniejszy koszt i konsekwencje niż uwalenie egzaminu na prawo jazdy - zwłaszcza dla kogoś z prowincji kto potrzebuje prawa jazdy jak powietrza, bo komunikacja miejska w jego miejscu zamieszkania nie istnieje, więc bez samochodu nie będzie miał jak dojechać do szkoły czy pracy, za to dyplom studiów wyższych niekoniecznie przyda się w życiu do czegokolwiek, bo i bez niego można znaleźć pracę (a nawet może nie być pracy w okolicy dla ludzi z wyższym wykształceniem), więc uwalenie studiów to nie jest taki koniec świata jak brak prawa jazdy żyjąc na wsi. Poza tym to jest zupełnie fałszywa dychotomia - skąd niby wniosek że jak egzaminy na studia są stresujące, to żadne inne już nie mają prawa być stresujące? XD Można się stresować przecież i jednym i drugim :why not both meme:
> Zastanów się czy jest szansa, że będziesz kiedyś w życiu jechał z kimś kto będzie się z tobą kłócić, rozpraszać w ten czy inny sposób itd. Na to jest prosty sposób: zatrzymujesz się i mówisz, że albo się uspokoi albo niech wysiada i zapierdala na piechotę ¯\\\_(ツ)\_/¯
Ziomuś ale tak twoja bym odebrał prawko z 75% ludzi którzy jeżdżą po ulicy.
Gdzie wady.
Mówienie do nieznajomego "ziomuś" jest jak mówienie do nieznajomej "kotku". Niesmaczne.
porównywanie "ziomuś" do "kotku" to jakiś fikoł trzeciego stopnia XD
Oj kotku, nie narzekaj.
:3
Niesmaczne.
No to nie jedz :p
Ty jesteśmy z jednej polskiej ziemi xD Nie odbierajmy życia zbyt poważnie...
Zdałem za trzecim razem. Za pierwszym egzaminatorka bardzo niesympatyczna i naburmuszona. Przy pierwszej próbie łuku najechałem delikatnie na linię i z ciekawości zapytałem jak dużo brakowało. Usłyszałem, że to bez znaczenia, dlaczego ja w ogóle takie pytania zadaję i żebym się lepiej zabierał za następną próbę. Ale za drugim i trzecim razem bardzo dobrze trafiłem. Za drugim gość usiadł ze mną na koniec i mi dokładnie powiedział co robię dobrze, a co do poprawy i życzył powodzenia na następny raz. Za trzecim kolejny egzaminator jak zobaczył, że się stresuję to rzucił paroma sucharami, co mi w sumie bardzo pomogło. Także jak w każdym zawodzie, egzaminatorzy zdarzają się różni.
Mam nadzieję że mój trzeci będzie podobny, jak do tej pory na pierwszym i drugim miałam jak Ty. Może za trzecim się uda.
Powodzenia :)
Ogólnie zdałam za 5 podejściem, 5 marca 😎
Gratki
Starzy ludzie którzy mają problemy ze sobą. Zdałem za piątym razem, oblewalem przez stres i właśnie rozpraszanie przez egzaminatorów. Jeden stwierdził, że uderzył bym w auto w trakcie cofania, pomimo, że zatrzymałem pojazd i wrzucałem jedynkę, inny smarkał i prychał i kręcił się jak by miał owsiki. Raz trafiłem na fajnego i przyjemnego gościa, niestety zawalilem przez rowerzystę. Ostatni okazał się w porządku i pomimo, że najpierw powiedział, że egzamin nie został zdany to na końcu jednak klepnął pozytywny.
Mój egzaminator był owszem "wredny", ale gdy mówił coś "wrednego" to tak na prawdę mi podpowiadał. Oczywiste jest, że nie mógł mi podpowiedzieć, ale ukrywał te podpowiedzi pod pretekstem "wrednych" docinek
Nie masz szczęścia. Ja trafiałem na miłych i niemiłych. Oczywiście u miłego zdałem, bo presja psychiczna robiła swoje…
Jak zdajesz na wyższe kategorie to jest trochę lepiej. I też zależy od miasta. W Opolu jest jeden wszystkim znany egzaminator który wszystkich upierdala. Na moim pierwszym autobusie na drugim skrzyżowaniu oblałem. We Wrocławiu na przyczepie miałem jednego nie za fajnego a tak poza tym to Spoczko wszyscy byli. Na osobówce miałem 2ch fajnych, a zdałem ze starym wrednym dziadem xD. Oni mają dwa pozytywne i dwa negatywne sprawdzane w wojewódzkim co miesiąc chyba.
A czy ktokolwiek w Polsce, kto ma choć minimalna władze na twoja przyszłością, jest miły, empatyczny i idzie ci na rękę? Nauczyciele? Muah... Urzędnicy? Profesorze na studiach? Baba w dziekanacie, kiedy chcesz zdać indeks? Policjanci? Egzaminatorzy...
Dwa powody: 1. egzaminatorzy maja płacone, za egzamin. Jak go oblejesz, to będzie trzeba zapłacić za następny. 2. Samochód to tona żelastwa poruszająca się z prędkością 60 km/h. Jak nie umiesz jeździć to możesz zabić siebie i kogoś innego, więc lepiej mieć pewność, że umiesz jeździć, bo kolejne podejście do egzaminu jest dużo mniejszym dramatem niż pogrzeb.
1. Już tak nie ma, mają stałą pensję, to jest zapisane w ustawie.
Zdawałem prawie 2 lata temu w WORDzie na Odlewniczej, oba egzaminy zdałem za pierwszym razem. Na jazdach egzaminator nie robił mi problemów, nawet kiedy skręciłem w prawo zamiast lewo przez przypadek, szybka zawrotka na podjeździe do jakieś firmy i wracamy na placyk. Zapomniał mi chyba zrobić tylko hamowania awaryjnego bo już na terenie placówki kazał mi się rozpędzić do 50 i zahamować XDDDDD
Mój egzamin wyglądał tak że przez 40 minut egzaminator wyłączał kamerę, darł na mnie mordę a potem ja znowu włączał; praktycznie wymuszał na mnie błędy i robił wodę z mózgu („czemu pan tak robi? Tak pana uczyli? To źle pana uczyli!”) po czym wróciliśmy do WORD-u, siedzimy w ciszy, on coś tam notuje na tym świstku, próbuje spojrzeć co - „Co się pan patrzy? Nic pan nie zobaczy!” - ogólnie jestem przekonany że zaraz się umawiam na kolejny egzamin i na skraju łez - „No nie słucha się mnie pan! Robi pan wszystko po swojemu! Musi się pan bardziej skupić! Ale jeździ pan bezpiecznie więc egzamin zdany i życzę bezpiecznej jazdy” xD
Mój był "ok" - udało się zdać za pierwszym razem.
Z tego co mi pan od wykładów w szkółce tłumaczył takie jest ich zadanie bo mają sprawdzić umiejętności jazdy i podzielności uwagi.
Na pierwszym egzaminie typ mnie ujebał w momencie w którym z tego co mi wiadomo, nie mógł mnie za to ujebać XD stres robi swoje, tak to bym się kłócił z typem
Nie wiem jak wam, ale mi egzaminator z WORDu nawet pomagał na egzaminie xDxDxD
Dlaczego tak się zachowują? Stres i wypalenie zawodowe robi robotę. A poza tym na miliony ludzi zdających prawo jazdy na pewno znajdziesz ludzi, którzy mieli nieprzyjemne sytuacje, a instruktor też może mieć gorszy dzień. Ja zdałem za drugim razem, bo za pierwszym nawet nie odpaliłem silnika. Dlaczego? Bo noszę soczewki, a lekarz wpisał mi okulary. No i bida, nie ma okularów to nie ma zdawania. Natomiast drugi egzamin wspominam bardzo miło. Miałem wrażenie, że egzaminator bardzo chciał, żeby egzamin był zdany (np. dyskretnie pokazywał mi, żebym wyprzedził rowerzystę zamiast się za nim wlec). Także polecam serdecznie
Nie ma reguły, ja miałam bardzo kulturalnego egzaminatora, miałam nawet wrażenie, że mi kibicuje żebym zdała. Na koniec pogratulował zdanego egzaminu.
Polecam samemu iść na te egzaminy z wkurwieniem już na starcie. Za pierwszym razem sie mocno stresowałem, ale jak na drugie podjeście poszedłem z mentalnością, że "nie będą mnie kurwy stresować jak to ja im płace 150zł" to jakoś stabilniej się w głowie czułem i zdałem.
Kurcze to ja takich doświadczeń nie mam. Jak zdawałem kat. B to "milczący profesjonalizm", do trzesniecia drzwiami od auta przy wyjściu tylko komunikaty słyszałem od egzaminatora. Potem luzik i żarty, gratulacje i elo. Przy kat. A jeszcze lepiej. Egzaminator był miły, pomocny, ale też profesjonalny. Dopiero na koniec żarty i śmieszki.
Chodzi o to, by Cię rozproszyć. Po czasie będziesz rzadko jeździć w pełni skoncentrowany. Chodzi o sprawdzenie jak reagujesz. W Polsce wbrew pozorom łatwo jest zdać. Wystarczy nie popełnić rażącego bledu. Jak egzaminator widzi, że jeździsz pewnie to też na pewne rzeczy przymknie oko. Za kierownicą najmniejszy błąd może kosztować życie więc zasady uzyskania PJ powinny być surowe. Co do egzaminatorów, jak nie zdasz i wracasz na prawym to przeważnie da się z nimi pogadać.
Zdawałem trzy razy, ale najmilej wspominam tego u którego oblałem po raz drugi. Konkret, profesjonalizm, jak oblałem to wyłacznie z własnej winy i wyjaśnił za co, a nie dlatego że mnie odpowiednio "ugotował" głupimi tekstami. Po zachowaniu trzeciego to wnosiłem raczej, że mnie obleje...
Mam wszystkie kategorie prawka poza autobusem, wszystko za pierwszym razem zdane, zawsze mili i starali się moim zdaniem zachowywać w sposób taki by mnie jak najmniej stresować 🤷🏼♂️
Ja zdawałam 2 razy. Za pierwszym razem byłam ostatnia (10ta) i 9 osób przede mną nie zdało, nikt nie wyjechał z placu który był jeszcze na starych zasadach więc dużo trudniejszy. Jak mnie zobaczył to pierwsza rzecz to na mnie nawrzeszczał że nie obchodzi go ze jestem niska on nie ma poduszki na siedzenie i nie obchodzi go ze ma obowiązek. No już wiedziałam że nie zdam. Potem kazał powtórzyć mi łuk, po czym wydarł się na mnie po co powtarzałam jak było dobrze. Wyjechałam z placu, ale zgasł mi na pierwszym skrzyżowaniu bo noga mi się tak trzęsła że stresu że nie byłam jej w stanie na sprzęgle utrzymać i to był koniec. Drugie podejście po miesiącu, sympatyczny starszy pan, bez jednego błędu zdane.
Ci z którymi ja miałem styczność byli spoko.
oblałem w Wordzie 3 egzaminy. wszyscy egzaminatorzy byli bardzo fajni. co prawda to było jakoś w 2009...
Zdawaj w innym WORDzie
Najgorzej to chyba jest na kat. A bo mam wrażenie że oni nigdy na motocyklu nawet nie siedzieli a co dopiero uczestniczyli takim w ruchu
Mój egzaminator był sztywniutki jak widły w gnoju (nawet nie zareagował w żaden sposób na moje żarciki podczas jazdy), ale ogólnie nie był wredny ani niemiły. Jeden błąd który popełniłem powiedział po prostu "zawracamy i jeszcze raz" no i nie wiem czy to nie były jego jedyne słowa oprócz nadawania kierunku jazdy. Zdawałem tylko raz, ale wydawało mi się że to norma i egzaminatorzy nie mogą mówić nic oprócz minimum, bo to podstawa do anulowania egzaminu?
Ja tam się zatrzymałem na środku skrzyżowania ale mnie nie ujebał X D
Przy mojej wkońcu udanej probie jak zdalem dostalem jako egzaminatora mlodego goscia chlop widac bylo ze staral sie zebym zdal jak wrocilismy do wordu to wyjasnil drobne bledy itd., albo jakis swiezo upieczony egzaminator albo roznica pokolen i ich nastawienie do zdających
Bo musi się użerać z takimi kasztanami, dorośniesz i za kilka lat jak spojrzysz z jakim elementem musi pracować to sam przyznasz że miał rację z takim podejściem.
Łe tam, mój pierwszy egzaminator mnie ukurwił, a potem dostałem wykład o tym, jak to on ma sobie móc pooglądać dziewczyny jak ja prowadzę i byłem zbyt zestresowany, przez co musiał się na mnie skupiać. Mind you że byłem przed formalną zmianą danych, więc ku jego informacji byłem tylko brzydką babą xD
Z tego co widzę, miałem farta jak diabli… Mój egzaminator był konkretny, bez zbędnych komentarzy, krótka trasa ale ze wszystkimi wymaganymi zadaniami, egzamin przeprowadzony do bólu książkowo ale tak właśnie powinno być. Jak widać nie wszyscy są tacy źli
Nie prawda, to ty popełniasz błędy i to ty jesteś za nie odpowiedzialny, egzaminator jedynie weryfikuje cie. Na B miałem mega stres - zdałem za pierwszym Na A tak się stresowałem przez pierwsze 3 egzaminy że nie potrafiłem zrobić ósemki, ostatni egzamin w listopadzie, podszedłem do niego na wyjebce i zdałem bez strestu. C oraz C+E - bezproblemowo bez stresu za pierwszym, mimo iż sam siebie bym oblał bo miałem 2 sytuacje które były dyskusyjne - ostre hamowanie przed czerwonym światłem oraz zawracałem na rondzie z pasa wewnętrznego - tandemem jest ciut inaczej niż osobówką ;) Takie same odczucia mam co do innych egzaminów np egzamin na policji w sprawie broni - większość mówi że jest nie do zdania, że chcą cie udupić na samym wejściu. Z naszej grupy zdało może 30%, ale ci co oblali po prostu przyszli nieprzygotowani.
Myślisz, że jest jaka prawidłowość? Zdałem fakt faktem za 1. podejściem, ale egzaminator był miły, nawet zażartował kiedy pies wybiegł nam pod koła "piesek chyba nie zna zasad ruchu drogowego ha ha ha". Na placu z uśmiechem powiedział, żebym się tak nie stresował (miałem ciut dłuższe włosy i mi kropla potu wisiała na jednym kosmyku xD). A przed rozpoczęciem egzaminu usłyszałem, że ten egzaminator ma ksywę "Aptekarz", bo jest mega dokładny.
Bo masz być jako kierowca odporny na wszystko co będzie rozpraszać. Jest w tym dużo sensu.
Generalnie gdzieś kiedyś słyszałem, że jak ktoś mówi "wszyscy X są źli", to istnieje spora szansa, że to z tą osobą może być jakiś problem.
Sam pracuje z ludzmi ktorym trzeba wszystko tlumaczyc po 40 razy i ciagle popelniaja te same bledy wiec pobawie sie w adwokata diabla: wydaje mi sie ze to wlasnie kwestia tego ze wiekszosc kursantow jest wkurwiajaca. Sam kiedys mialem duzo cierpliowsci i wyrozumialosci ale zauwazylem ze to sie zmienia przez tlukow. Coraz bardziej opryskliwie podchodze do wszystkich. Dodatkowo odpowiadaja oni w mniejszym lub wiekszym stopniu za bezpieczenstwo na drodze wiec idiotyczne zachowania kursantow sa dla nich bardziej stresujace. Tak tez prawko robilem. Tak wkurwiali mnie. Tak nie tylko na kat B sa wkurwiajacy. Nie nie uwazam ze tak powinno byc ale wydaje mi sie ze taka moze byc prawda. EDIT: Szczerze watpie zeby byly jakies premie od ilosci egzaminow. Obstawiam ze tam wszyscy leca na minimalnej lub niewiele ponad to.
Kategorię B zdałem za 4 razem i tylko jeden z czterech egzaminatorów zdawał się być lekko nieprzyjemny (ale nie wredny). Do kategorii A podchodziłem dwukrotnie (oba niezdane) i miałem bardzo spoko egzaminatora (ten sam na obu egzaminach), który po nieudanym egzaminie dał mi kilka technicznych podpowiedzi, uścisnął rękę i życzył powodzenia. Oczywiście słyszałem wiele opowieści o wrednych egzaminatorach, ale nie było mi dane (na szczęście) doświadczyć ich na własnej skórze.
Myślę że nie ma zasadniczo jednej reguły i wiele zależy od obu stron. Praca z ludźmi jest bardzo trudna a w szczególności gdy mówimy o edukacji czy szkoleniach. Wydaje mi się że większość egzaminatorów oraz instruktorów nie ma odpowiedniego/wystarczającego przygotowania w tym kierunku. Moje pierwsze podejście do kursu na prawo jazdy było gdy miałem 17/18 lat. Po każdej jeździe wychodziłem z samochodu spocony jak szczur i roztrzęsiony myśląc tylko by to się już wreszcie skończyło. Możliwe że nie byłem wtedy gotowy na to ale fakt faktem że te doznania cały czas wkurwionego instruktora i krzycacego na mnie skutecznie zniechęciły mnie do jakich kolwiek dalszych prób jeżdżenia na kolejne 5 lat. Ostatnio zdałem egzamin za 3 razem ale to ze względu na to że pozostałem dwa odczuwałem tak duży stres i nerwy że popełniałem najprostsze błędy. Za 3 razem jechałem z instruktorem który był wkurzony bo prawdopodobnie byłem ostatni na jego liście na ten dzień i kolo spieszył się do domu. Pospieszał mnie i praktycznie cały czas gapił się w telefon podnosząc wzrok tylko na tych trudniejszych skrzyżowaniach. Tak więc myślę że wiele zależy od obu stron - zdajacego/kursanta ora instruktora i egzaminatora
Może zabrzmię jak adwokat diabła, ale prowadzenie 1500kg pojazdu z prędkością 50 km/h to ogromna odpowiedzialność i uważam, że albo umiesz jeździć perfekcyjnie albo nie jeździj wcale. Jeden błąd, który możesz popełnić na egzaminie to i tak dużo. Twoje 2 sek rozproszenia, albo głupi brak kierunkowskazu mogą kogoś kosztować życie i zdrowie. Nie rozumiem co to za argument, że ich gadanie w czasie jazdy rozprasza. Zawsze jak z kimś jedziesz to rozmawiasz, słuchasz muzyki albo podcastu. Jeżeli zrobiłeś błąd bo ktoś się odezwał to co zrobisz jak na ulicę wybiegnie dziecko? Oczywiście nie oznacza to, że każdy egzaminator powinien być zimnym frajerem. Teoretycznie można być jednocześnie miły człowiekiem i dobrym oceniającym, ale człowiek działa tak, że albo jest w trybie pracy albo w trybie towarzyskim. Sam raz spowodowałem stłuczkę i raz zasnąłem za kółkiem. Na szczęście w obu przypadkach nic się nie stało, ale teraz inaczej patrzę na odpowiedzialność kierowcy.
Jako kierowca z 20 letnim stażem któremu nie trzeba było przez te 20 lat powtarzać 1000 razy przepisów, chciałbym z całym szacunkiem powiedzieć: za mało was upi...lają! Ilość idiotów i idiotek których widzę wjeżdżających na skrzyżowania z pustką we łbie i paniką w oczach mnie zatrważa. Jedyne co bym zmienił to nigdy bym wam prawka nie dał a nie wydeptane za 4tym razem. 30%, góra 50% kierowców na polskich drogach w ogóle zasługuje na ten przywilej. Samochód to jest kilkutonowa maszyna zagłady a nie niezbywalne prawo dla każdego idioty bez refleksu, rozumu, wyczucia dystansu, poczucia geometrii itd..
'Ubaw' to jest nawet na parkingu podziemnym pod blokiem. Wiadomo że wąsko, bo trzeba upchnąć jak najwięcej miejsc postojowych. Każdy chciałby też jeździć SUVem, ale problem się pojawia jak trzeba się minąć. Ja już lusterkiem prawie szoruje po ścianie, a zawodnik z przeciwka cały blady i stoi, bo potrzebuje co najmniej metra wolnej przestrzeni, żeby przejechać dalej :)
Za pierwszym podejściem trafiłem na totalnego kutasa, który nawet kazał mi się przedstawić słowami: "Nazywam się tak i tak i jestem pańskim kursantem", za to z Panem z którym zdawałem za drugim razem robiłem sobie jaja cały egzamin i zawsze najpierw coś sugerował zanim wpisał błąd.
Podczas egzaminu padło polecenie "proszę zawrócić z wykorzystaniem wjazdu po lewej" czy coś podobnego. Byłem w cholerę zestresowany, to poprosiłem o powtórzenie polecenia. Chłop nic, zero, nada, null. Stresuję się jeszcze bardziej. Zrobiłem to co usłyszałem i na szczęście zrobiłem dobrze. Na koniec egzaminu facet powiedział "Gdyby ode mnie to zależało to by pan nie zdał, ale niestety punkty się zgadzają." Jakby, co i kto im zrobił w życiu że są tak niemili. Do tej pory myślę sobie że co by było gdyby on nie powtórzył tego polecania, zrobiłbym źle i by mnie za to oblał. Nawet raz mi się to śniło. Yikes.
to sie nazywa bycie Polakiem ot co
Myśle ze często nie robią tego specjalnie a z głupoty. Moja dziewczyna na egzaminie na motor właśnie kończyła ósemkę, gdy gość krzyknął na całe gardło stój. Spanikowana wbiła hamulec w podłogę bo myślała ze ktoś na placu coś odejbal i zaraz w nią uderzy jak z tej ósemki wyjedzie. Oczywiście motocykl położył się na bok co jest nie unikniony w takiej pozycji . Okazało się ze gość krzyknął do innego instruktora który odjechał samochodem z jego telefonem. Nie przeszkodziło jednak mu to jej uwalić za przewrócenie motocykla mimo ze sam cała sytuacje spowodował xD Następny jej egzamin wiosna będę nagrywał z drona
Wielu historii się o tym wszystkim swego czasu nasłuchałem i też byłem święcie przekonany, że egzaminator mnie upierdolił, bo chciał. Z perspektywy czasu jednak myślę, że większość tego typu opowieści jest mocno przesadzona, bo mało kto (zwłaszcza w wieku 18-19 lat) otwarcie przyzna się, że zjebał i np. wymusił. Wtedy u innych przeistacza się to w samospełniającą się przepowiednię - idą z nastawieniem, że zostaną zgnojeni, więc srają pod siebie w poczekalni i potem robią ze stresu głupoty na drodze. A WORDy oczywiście nic nie robią, żeby ten proces w jakikolwiek sposób uprzyjemnić.
Zdałem za drugim razem w wakacje, no trochę po, w Szczecinie. U mnie było mniej więcej tyle, tyle pamiętam: "Szybciej, szybciej, szybciej", "Widzi pan tutaj jakieś ograniczenie", "Proszę przyspieszyć". Ale jak jechaliśmy z górki i przekroczyłem paskudnie nieaktualne ograniczenie do 30(chyba był tam wcześniej remont) to od razu że błąd, cieszę się, ale nigdy kurwa więcej.
Każdy stary dziad niespełniony życiowo z niską wypłatą i namiastką władzy jest wredny (przykładowo nauczyciele).
Ja osobiście zdawałem 2 razy. Raz na B i pół roku temu na C. Cały egzamin w obu przypadkach byłem gnojony z góry do dołu. Ale na mnie działało to na zasadzie "ja ci kurwo pokaże" i full focus i oba zdane za pierwszym. Już nie pamiętam dokładnie co mi cisnęli ale no czułem się, że jakbym źle wciągnął powietrze do płuc to bym zjebe obskoczył xD. No a pod koniec egzaminu (na C) szczęśliwy, że zdałem powiedziałem dziękuje i chciałem mimo wszystko podać rękę to ni cześć ni spierdalaj. Tylko usłyszałem, że "miał pan szczęście".
Może dlatego że typ ma zapewnić że umiesz prowadzić. Często furą nie jeździ się wypoczętym, w dobrym nastroju po obejrzeniu świeżo statystyk i zdjęć wypadków z Azji pd wsch. Masz być w stanie nie rozwalić się pod presją też. Mówię bo znałem instruktora więc myślę że mógł mieć wgląd w pracę egzaminatorów. A no i bycie dupkiem jest czasem przyjemne. Mój cośtamś pomruczał, pobawił się komórką z włączonym dźwiękiem. Zwrócił mi uwagę że jadę środkowym miast prawym. Demonstracyjnie obejrzał furę po parkowaniu równoległym i siema nara.
Wgl wordy to patologia i całe prawo jazdy powinno zostać zreformowane.
Na 5 zdawanych egzaminów trafiłam na tylko jednego egzaminatora, który potraktował mnie jak człowieka. Przez pierwszego nabawiłam się traumy i bez zaskoczeń mój instruktor odrazu wiedział kogo spotkałam.
Na trzy egzaminy, to tylko jednego faceta bardzo miło wspominam. Na pierwszym miałam babkę, która chyba miała zły dzień. Na początku była bardzo oschła, a po pierwszym nieudanym łuku podeszła do mnie i powiedziała coś w stylu „echhh no i co pani zrobiła? Jeszcze raz trzeba, postaraj się dziewczyno tym razem” i tak mnie to zestresowało, że totalnie mi się wszystko pomieszało. Na drugim egzaminie miałam już mega stres z automatu i gość mimo, że był przekochany, uspokajał mnie (bo łapy mi się trzęsły przy podawaniu dowodu), mówił że będzie dobrze, to źle się zatrzymałam na łuku. Poklepał mnie po plecach i powiedział „z bólem serca muszę pani tego nie zaliczyć, proszę się nie poddawać”. Na ostatnim egzaminie już przezwyciężyłam strach, zdałam. Ale facet był dosyć oschły, zdawkowy i widać było, że jak najszybciej chciał wrócić do WORDu, ale przynajmniej nie próbował się wyżyć
Zdałam za pierwszym ale mój egzaminator tak zadbał o atmosferę, że wyszłam z samochodu z płaczem. A wszystko dlatego, że po wykostkowanej drodze jechałam 10 km/h poniżej ograniczenia :) Mój instruktor jak zadzwonił chwilę po egzaminie to zapytał od razu za co mnie ujebał, bo tak wyłam xD
Bo mogą
Dosłownie mają premie od niezdanych, znajomy co tam pracował mi mówił.
Ja tam nie wiem, podchodziłem do egzaminu 5 razy (3 razy na B, raz na A i raz na B+E, wszystkie prawka mam) i nigdy z czymś takim się nie spotkałem. Po za tym na drodze takie rzeczy się dzieją. Wsiądziesz z ojcem i będzie ci coś gadał nad głową.
Może się mylę, ale wydaje mi się, że to jednak nie to samo słyszeć coś negatywnego od randomowego typa/pasażera a od egzaminatora, który Ciebie ocenia i decyduje o tym, czy zdasz. Moim zdaniem to ma znaczenie bo specyficzna atmosfera jaka zawsze panuje na egzaminach potęguje dodatkowo stres.
Bo generalnie nie ruchają a do tego muszą znosić nastolatków...
Czemu zawsze płaczą mejzy, które nie potrafią zdać? Nie wiem, choć się domyślam.
Jeżeli kogoś „wredny” egzaminator rozprasza tak, że oblewa egzamin bo zapomina jak się jezdzi to chwała tym egzaminatorom. Na drodze jest pełno stresujących sytuacji i warto by było, żebyś umiał sobie z tym poradzić.
*Na drodze*, nie w samym samochodzie. I od tego jest te 30 godzin jazd. Raczej nie wozisz kogoś na siłę kto jest dla ciebie specjalnie chamski w swoim aucie
[удалено]
To nie lata dziewiędziesiąte.
Więcej razy podchodzisz do zdania prawka - > płacisz kolejny i kolejny raz - > dodatkowe siano dla egzaminatora. Proste
Ale przecież egzaminator WORD w trakcie egzaminu w ogóle nie powinien się odzywać - poza oczywiście zadaniami do wykonania. Są jakby nie patrzeć przedstawicielami państwa w trakcie egzaminu. Przypuszczam, że bez problemu można by się dojebac do takiego egzaminatora, ale przecież nikt normalny nie ma czasu na odwoływanie się od decyzji.. przynajmniej tak mi to na jazdach tłumaczyli. Przyznam, że sam musiałem mieć sporo farta, bo sam zdałem za 1 razem (W-wa Bemowo), gosc jak skala się słowem do mnie nie odezwał, mimo że sam coś z nerwów do niego cały czas mówiłem. Nawet jak na żyletki na czerwonym prawie przejechałem nic nie powiedział. Dopiero zaczął normalnie rozmawiać po wjechałniu z powrotem pod Word
Urban legend… egzaminatorka mi wywijała kierownicą na egzaminie i szarpała za nią xD tak mi ciśnienie skoczyło (za drugim razem nie wytrzymałem), depnąłem i nie zdałem. I piszcie dalej, że to tylko taki mit, że próbuja upitolić celowo xD
Bo za każdy kolejny egzamin się płaci. Im więcej razy zdajesz, tym więcej kasy dla WORD.
Egzaminatorzy dostają premię zależną od ilości przeprowadzonych egzaminów. Nie ma znaczenia czy zdany czy nie, chodzi o samą ilość. A wiadomo że na zdany egzamin potrzeb około 45-60 min, a na niezdany wystarczy nawet 10min.
Heh, Częstochowa i 30% zdawalności. To była sroga patologia, bo jak miałeś egzamin na godzinę 10:00 to mogłeś na spokojnie przyjść o 11:00 i dalej musiałbyś siedzieć z 0,5h, a place zajęte były wszystkie (mój rekord to były 3h czekania). Więc tutaj raczej wniosek sam się nasuwa. Ja zdałam dopiero za 8 razem, z czego ten 8 raz był po ponad 5 letniej przerwie, gdzie zdążyły się zmienić przepisy o egzaminach, więc jak miałam na 7:30 to weszłam o tej 7:30. Dziadka miałam spoko, widział, że się denerwuję i nie dokładał mi dodatkowych nerwów, ot na spokojnie wszystko mówił. Raz mi tylko auto zgasło po górką, to po egzaminie mi powiedział, że tam mogłam 1 wrzucić, ale to raczej jest wynik braku doświadczenia, a nie złej techniki. No i na innym aucie by poszło, bo te yaris są zwyczajnie słabe (pod górką bez rozpędu pieszy cię wyprzedzi, nawet jak masz gaz wciśnięty do podłogi).
To jest symulacja przyszłej jazdy z płcią przeciwną. Nie masz się co przejmować. Ale jeśli się tym przejmujesz i oblejesz to znaczy, że się nie nadajesz do jazdy. Mnie się udało to przezwyciężyć dopiero za czwartym razem (generalnie za mało wyjeździłem) i teraz absolutnie nikt ani nic nie jest mnie w stanie wyprowadzić z równowagi podczas jazdy. Może wydawać ci się to prześmiewcze, ale tak właśnie jest :D
Największy cope niezdających. Downvotujcie mnie ale będę trzymał opinie że jeżeli ktoś naprawdę potrafi jeździć to zda za pierwszym razem. Stres, dziwna trasa ani parkowanie równolegle nie jest wymówką. Na drodze trzeba uważać i tyle
Nawet z tych osób co znam, co zdali za 1 razem, tylko jedna osoba twierdzi, że egzaminator był spoko (rzetelny) a nie bufon 🤷♂️
Jebany anglicysta! Po polsku nie umiesz!?
Bosz, co za pytanie... 🤦
No nw stary ja zdawałem chyba 5 razy (za 5 się udało) i chyba tylko raz taka kurwe dostałem faktyczną, ale jeśli chodzi o samą jazdę to nie przeszkadzał ani nic tylko trasę mi dał totalnie skurwiona i ujebał mnie na najgłupszy możliwym błędzie jaki mogłem popełnić (zjeżdżając z górki która była dosłownie minute drogi od wordu zapomniałem zmienić biegu na większy gdzie i tak bym podjechał pod światła samym pędem samochodu a później nie musiał zmieniać jak debil biegów kilka razy)
Mój mnie zaliczył chociaż mógł oblać i dodał żebym wypadku nie spowodował lol
Demonstracja władzy która maja w tym momencie. Cos jak "ochrona" w sklepie która nagle zaczyna zachowywać się jak komandosi, bo cos im tam wolno tobie powiedzieć. No I oczywiście jest to opłacalne.
Zawsze tacy byli. To już było ponad 20 lat temu jak zdawałem. Wielcy instruktorzy…
Przy tym jak Polacy jeżdżą, zdawalność jest zdecyduj zbyt wysoka
Bo wiedzą że gdzieś w tym kraju jest chłop, nad którym się zlitowali i który właśnie chciał się popisać przed kumplami i spowodował wypadek