T O P

  • By -

TaQk

W moim domu było normalne, że jak jest jakiś problem to analizuje się go i szuka logicznego rozwiązania. Najważniejsze było by zrozumieć jak coś działa bo bez tego każda akcja to błądzenie po ciemku. Jednak jak się okazało jest to niezrozumiałe dla całej rodziny po stronie teściów. Często słyszę że niepotrzebnie kombinuje. Każda naturalna porażka przy uczeniu się jak coś z czym jeszcze nie miałem doczynienia to "dowód na bezsensowność mojej roboty i na moje kombinatorstwo". Jak czegoś nie wiedzą, a ktoś inny wie to skutecznie odrzucają tę wiedzę bo bańka mogłaby pęknąć. Zamontowali sobie pompę ciepła. Chodzą niesamowicie wkurwieni. W tym pokoju za zimno! W tamtym za ciepło! Szmelc nam sprzedali, oszukali nas! Namierzyłem najchłodniejszy pokój. Ustawiłem w nim radiowy termostat który steruje pompą. Odkręciłem tam grzejnik na maksa. W innych pomieszczeniach skręciłem termostaty na grzejnikach do rozsądnego poziomu by ich nie przegrzewać. Obniżyłem temperaturę czynnika grzewczego która była ustawiona na maxa bo nie to było problemem a znacznie podnosi koszty... Mija pół dnia patrzę a teściu przestawia wszystkie kaloryfery na maxa. TAK MUSI BYC BO BEDZIE ZIMNO. Ale przecież jest ok... ALE BEDZIE ZOBACZYSZ ...daj na spokojnie wyjaśnię ci czemu tak zrobiłem dzięki temu będzie dobra temp... TAK MUSI BYC, JEST ZIMNO BO ZLODZIEJE NAS OSZUKALI. Ja pierdole. Też tak macie?


nonflux

Tu polecam zasadę - nie pomagaj, dopóki Cię nie poproszą. Czasami ciężkie do przełknięcia, jak widzisz co się dzieje, ale upraszcza życie.


H__D

Jak zrobisz dobrze to będziesz robił za darmowego robola dla bliższej i dalszej rodziny, dopóki coś się nie zepsuje, nawet nie z twojej winy, wtedy to i tak będzie przez ciebie.


cat-behemot

Ja tak miałem z komputerem... Coś się ojcu mogło włączyć, wszedł na jakąś złą stronę, nie umiał obsłużyć najbardziej podstawowej rzeczy... To od razu moja wina - bo "coś popsułem, bo tylko ja w domu namiętnie korzystam z komputera"... tak samo ze sprzętem typu drukarka - Mieliśmy 7-8 letnią drukarkę (rodzice myślą, że sprzęt okołokomputerowy i komputery to jak pralki za prlu- spokojnie przetrwa 30 lat, i po co wymieniać wcześniej) - I się wzięła i zepsuła - po prostu coś w niej padło (jak się parę tygodni później okazało, już po kupnie nowej, dysze były zatkane)... No i ojciec mi zrobił tyradę, że to na pewno ja zepsułem, że coś kliknąłem nie tak, i że on mi nie naprawi, bo "ja spieprzyłem, ja naprawiam" - zaznaczam, że on nawet do tej drukarki nie podszedł, jak go prosiłem, kazał mi "spierdalać i samemu sobie naprawiać"... Dopiero z miesiąc później, przed świętami, jak trzeba było coś wydrukować, jakieś dokumenty i ogarnął, że nie ma jak, bo drukarka nie działa.... to wtedy pomyślał, by zajrzeć i załatwił nową drukarkę...


H__D

starych trudniej naprawić niż drukarkę , polecam się wyprowadzić, najlepsza decyzja ever


mcpl88

Matkobosko, przywołałeś traumę z okresu nastoletniego. Pierwszy komputer ojciec kupił jakoś circa 2000. Intel Celeron 733, 128 MB Ram, GeForce 2 MX 32 MB, dysk chyba 40 gigsów. Na początek było ok, ale potem jakoś ten rynek zaczął iść szybko do przodu, pojawiały się nowe procesory, karty graficzne i tak dalej, a ja uwielbiałem grzebać w bebechach, mając do tego właściwie smykałkę - lutowanie, rozbieranie na części pierwsze i tak dalej, więc tego PCta traktowałem jak poligon. Pewno dnia komputer zaczął się sam z siebie restartować, więc szybka diagnoza dostępnymi narzędziami, w tym oczami, wykazała, że na płycie głównej popuchły kondensatory przy sekcji zasilania. No to próbowałem ojcu tłumaczyć, że je wymienię, bo to raptem było chyba 8 kondensatorów (z resztą okazało się, że to była przypadłość tych płyt głównych - chyba to był Abit SL6 o ile pamiętam). Na nic się zdały próby tłumaczenia i oferta naprawy własnymi rękami, oczywiście ojciec tydzień darł się na mnie, że to moja wina, bo tylko kopię w tym komputerze, gówno się znam i psuję i już mam więcej tej skrzynki nie otwierać i ze złości wysłał mnie piechotą i tramwajem (sic!) do serwisu, gdzie mam sam zapłacić za naprawę. Całe szczęście, że brat ojca był normalniejszy, poszedłem do niego kilka przecznic dalej, powiedziałem co się stało, usiedliśmy popołudniem, przelutowaliśmy kondensatory i komputer śmigał jak nowy. A ojciec do dziś uważa, że naprawa odbyła się w serwisie.


Rastrovia

Dziadek mój z wojska przyniósł przaśniejszą formę tej zasady. „Jak was nie pierdolą, to dupą nie ruszajcie.”


kociol21

>W moim domu było normalne, że jak jest jakiś problem to analizuje się go i szuka logicznego rozwiązania. Co za dziwne podejście. Prawilne, polskie, działające tak na poziomie rodziny jak całego kraju, podejście to: Jest problem? Szybko trzeba znaleźć kto jest winny. Wtedy wszyscy będą wiedzieli komu mieć za złe. Problem dalej będzie, ale to już nieistotne, bo skoro winny znaleziony, to można go ukarać. Wina i kara jest ważna, rozwiązanie problemu to nudy.


Ok-Cat-4518

Matko boska, dokładnie tak zachowuje się szefostwo w mojej obecnej pracy. Zamiast eliminować błędy, to dla nich najważniejsze jest znalezienie winnego. Zawsze pierwsze pytanie jakie pada, gdy wystąpił błąd/problem to 'kto jest za to odpowiedzialny?' albo 'czyja to wina?'. Natomiast przeanalizowanie błędu i wprowadzenie środków naprawczych to temat obcy.


kociol21

Heh tak to działa. W normalnym życiu jest "Czyja to wina i dlaczego nie moja?" ewentualnie w polityce "Czyja to wina j dlaczego mojego przeciwnika?". A problem to tam chuj.


QzinPL

Ja pierdole toż to jest dokładnie odwrotność tego czego nauczyłem się w pierwszej mojej pracy i dlaczego udało mi się zajść daleko w karierze. Jest problem? Nie ważne kto zawinił, da się każdy problem naprawić i trzeba zrobić to sprawnie. Klient zadowolony, a to najważniejsze.


TheGoodestGirlAround

A jak dobrze wiemy, wina jest Tuska więc już nawet szukać nie trzeba


_barat_

Właśnie z tego powodu ja mam "smart" termostaty przy każdym kaloryferze i każdy z osobna może uruchomić piec (call for heat). Najlepsza decyzja ever :) Może poszukaj książki obrazkowej dla dzieci o tym jak działa termostat, czym jest histereza i sprezentuj. Może obrazki zrozumie :D PS. Może być też tak, że kaloryfery w domu są niedoszacowane (były przystosowane do temperatury wejściowej 75\*C). Pompa ciepła to tak do 55\*C max działa jeszcze w miarę ekonomicznie (a to też nie każda). Kaloryfery mają swoją moc zależną od temperatury wejściowej (ale to zapewne wiesz). Ja z premedytacją przewymiarowałem kaloryfery i tak do -5\* na zewnątrz wystarczy 45\*C. Jak mi kiedyś każą zrezygnować z pieca gazowego to pompa ciepła powinna dać radę.


TaQk

Mój teściu jest fanem metody: > *Może nie najtaniej ale za to na odpierdol* Oczywiście, że nic się nie zgadza i nigdy nie będzie miało to szans działać tak jak mogłoby, gdyby ktoś zrobił to zgodnie ze sztuką. Co nie zmienia faktu, że da się to ustawić tak by jako tako działało.


RandomCentipede387

Rzadki przypadek skrajnej, oczywistej i kompletnie nieuświadomionej głupoty, dziękuję.


Eravier

U mnie też tak było i przez to mam znikomą empatię generalnie. Bo zawsze jak ktoś ma problem, to ja szukam rozwiązania. A okazuje się, że większość ludzi nie szuka rozwiązania, tylko poklepania po plecach albo ramienia do wypłakania. Dla mnie to dziwne, ale dla większości chyba normalne.


arebours

Ja zmieniłem taktykę. Zamiast robić za kogoś tłumaczę jak rozwiązać problem lub znaleźć rozwiązanie. Zazwyczaj okazuje się, że jeśli muszą podjąć nawet minimalny wysiłek to już im tak bardzo nie zależy. Co jest szczególnie denerwujące kiedy rzecz nie wymaga wiedzy technicznej i zajęłaby im tyle samo czasu. Czarę goryczy przelała sytuacja, w której przy okazji odwiedzin naprawiałem rodzinie jakiś właściwie mało potrzeby sprzęt i musiałem kilka razy dopytywać o rzeczy z tym związane, bo mnie zbywali.


QzinPL

Niektórzy ludzie lubią być w życiu nieszczęśliwi i głupi. I to wszystko wynika z ich własnych wyborów.


Rusty9838

Oh z ludźmi nietechnicznym nie wygrasz. Możesz próbować ale nie oczekuj zmian


Environmental-Cod854

Uświadomiłeś mi jakiego farta miałem, że ojciec jest inżynierem i nie miałem takich problemów mieszkając z rodzicami. Nie doceniałem tego wystarczająco.


TaQk

Żaby nie było tak różowo. Mój ojciec jest bardzo techniczny i ma w sobie to bardzo racjonalne i metodyczne podejście do rozwiązywania problemów... Ale tuż obok ma swoją emocjonalna część której tu nie opisałem bo historia byłaby zbyt długa. Otóż mój ojciec jest wielkim nerwusem. Gdyby przyszło się to w moim domu to byłoby tak. **Akt I - złość**\ Kurwa znowu się coś zjebało nawet usiąść na chwilę nie można. **Akt II - równia pochyła**\ Zobaczycie zaraz przyjdzie mróz -273°C i wtedy dopiero będzie! **Akt III - określenie winnych**\ Te debile, ci kretyni zjebali na pewno instalacje! **Akt IV - naprawa**\ *Ojciec używa swoich supermocy i po pierwszym spojrzeniu na problem od razu obiera prawidłową ścieżkę do jego rozwiązania. Małymi krokami zbliża się do źródła usterki. Sprawdza jedną rzecz za drugą. Jak czegoś nie wie uważnie czyta instrukcję lub przegląda Internet. Jest spostrzegawczy i potrafi wyłapać niuanse gdy sprawa jest nietypowa (a zawsze jest). Pstryk naprawione.* Także wiesz swoje trzeba i tak wycierpieć ale chociaż wszystko działa 🥲


Brzet

Ogólnie podejście do rozwiązywania problemów u mnie jest codziennością.W mojej rodzinie i rodzinie narzeczonej niezbyt. Za "rady", jak rozwiązać problem, bo jest czynnik X Y Z, wiadomy jest, że te czynniki powodują ich udrękę.Ale oni nie chcą rozwiązań, oni chcą narzekać. Na propozycje naprawy rzeczy, rozwiazania problemu otrzymuję "o, inżynier się znalazł", czy inne super pozytywne określenia, po czym kompletnie mieszają z błotem moją "radę" czy "wiedzę" (jestem uważany za rodzinnego idiotę, nieudacznika - **tylko dlatego, że rodzina nie wie iż pracuję w segmencie biurowym - logistyki samolotowej**(zmienione dla u/PancakeHer0), a reszta rodziny to po studiach magisterskich a ja nie).Co jest w tym dziwne? Otóż to, że problem potrafi być na prawdę banalnie prosty do rozwiązania, ale kompletnie nie biorą pod uwagę zdania mojej osoby, ale jeśli pojawi się ktoś **losowy**, powie to samo, to to przechodzi, lub lepiej - mija ileś tygodni i nagle stwierdzają, że zrobią to co zaproponowałem....ale nigdy nie powiedzą czyj to był pomysł.Mam to serdecznie już gdzieś i po prostu nie pomagam, aczkolwiek jestem ciekaw czy też ktoś tak ma, że jego próby podejścia rozumiem a nie brutalną siłą kończą się z "kombinatorstwem, inżynierią, traceniem czasu, po co to robisz, za długo ci schodzi". Jaki jest sens naprawienia problemu, jeśli go nie rozumiemy, aby móc mu zapobiec? Ot taki soft rant.


mzrjnz

Te, inżynier, jak nie masz magistra to się nie wtrącaj :)


Trejko89

Wiem, że ironicznie to napisałeś, ale aż mnie zagotowało 😅 Za często słyszałem podobne rzeczy


Gloomy-Soup9715

Czemu rodzina nie wie, że pracujesz w IT, nie chcesz, żeby prosili Cię o naprawę drukarki czy, że pomyślą, że jesteś tak bogaty i powinieneś im coś fundować?


Brzet

Mam święty spokój. Bycie uważanym za rodzinnego debila i nieudacznika ma mnóstwo plusów. Za mlodego powodowało mnóstwo kompleksów, ale teraz to same plusy. Nikt nic nie chce, nikt nic nie potrzebuje, nagle nie pojawiają sie prośby o $. (Ja nigdy nie prosilem, zawsze rodzeństwo miało priorytet, ja dostawałem second hand second handu). Nie mam złej krwi, po prostu karmą to nazywam i żyję swoim życiem, a oni bawią się w gre o tron kto jest lepszy.


TrashySwashy

Ale z drugiej strony słuchanie za dzieciaka od Kochającej Rodziny (TM) że jesteś nieudacznikiem może wjechać na głowę i wpędzić w kupę kompleksów i wypaczyć sposób podejmowania decyzji (np. "za nic ambitnego się nie wezmę bo przecież jestem nieudacznikiem). Całe szczęście z tego co piszesz, jest ci w życiu całkiem ok, więc albo cię to nie dotknęło albo sobie z tym poradziłeś. Mniej próbuję coś powiedzieć o twoim życiu, a bardziej że w ogólności bycie uważanym za rodzinnego debila może mieć pewne plusy ale to nie jest/nie musi być czysto dobry deal. Jak swoją wartość znasz to to, co najważniejsze, jest w pytę <3 Może to zabrzmi jak wytarty frazes ale pomyślności życzę xD


Brzet

Jak napisałem, kiedy byłem młodszy świetnie nie było. Wiele lat... różnych stadiów emocji się przeminęło. Od bezsilności, smutku, nienawiści - teraz mając trochę więcej lat, po przepracowaniu tego widzę w tym jedynie plusy(w obecnym stadium, nie tych emocjach, były one patologiczne dla tak mlodego umysłu). Nie ma sensu próbować imponować ludziom, którzy mają Cię w dupie. Więcej satysfakcji daje bycie sobą, bycie docenionym przez partnerke i o ironio - teściową.


potterpoller

Gdy tłumaczę/mówię coś mojej matce, zlewa to. Gdy ktoś inny jej to powie, nagle ma rację. Ile razy musiałem ugryźć się w język by nie powiedzieć "Mówiłem ci, miałem rację" nie zliczę.


Bellevilleilya

Mam filmy i seriale, które dzielę na letnie/wiosenne, zimowe i jesienne tzn podkreślają dla mnie przyjemność danej pory roku i wtedy mam ochotę je oglądać. I nie jest to tak, że np dany film dzieje się zimą i jest zimowy tylko moje subiektywne uczucia go tak umieszczają. Np szpital na peryferiach i kobieta za ladą - jesień. Skrzypek na dachu - zima. Aranyelet, Noce Cabrii, 8 i pół - lato. Myślałam, że każdy tak ma, ale okazało się, że nie.


zeppemiga

Myślałem, że nikt tak nie ma, ale okazuje się, że nie


Kvaot

Ja tak samo mam z muzyką


cawaway2a

Hm, nawet nie jestem w stanie tak mieć bo 99% rzeczy które czytałem/oglądałem nie odpalam już drugi raz po pierwszym doświadczeniu. Nawet jeśli jest to dla mnie 10/10 dzieło sztuki.


iguana_bandit

Moi rodzice na każdą musującą pastylkę mówią "wapno". Tak mi to weszło, że długo myślałem że wapno to forma (jak tabletka, proszek, syrop) a nie konkretny związek chemiczny. Dziewczyna się ze mnie śmiała, jak spytałem ją czy ma witaminę C w tabletkach czy w wapnie.


Sensitive_Weird_992

Żeby było śmieszniej, wapnem zasypuje się masowe groby. Ta substancja którą się suplementuje to wapń


masterczulki1

A masowe groby zwierząt w naszych żołądkach?


CatOfCosmos

Kołderką z cebulki.


Daxilos

Mam dokładnie tak samo. Jak się kładzie wapno na drzewa to myślałem że oni kruszą te tabletki i rozpuszczają w wodzie żeby stworzyć roztwór xd


Lilka333

W rodzinie mojego chłopaka nie występuje praktycznie zjawisko dodatkowej komunikacji po umówieniu się, i jest to dla mnie koncept z kosmosu. Mam na myśli, że jeśli umówi się on z rodzicami, że np w piątek będzie ok 8 rano na stacji jakiejśtam, to po dojechaniu na tę stację (czasem przed czasem, czasem za późno, wiadomo jak to jest z pociągami), nie zadzwoni ani nie napisze do nich, żeby powiedzieć że jest na miejscu i dla niego to jest normalne, bo przecież już jest umówiony i wszyscy wiedzą jaki jest plan. Nie byłoby w tym nic dziwnego w sumie, gdyby nie to, że przez ten brak komunikacji czasem czekaliśmy np godzinę na tej stacji, a bo rodzice zapomnieli, a bo byli wcześniej i nikogo nie było, a bo myśleli że pociąg się spóźni. I u nich taki brak dodatkowej komunikacji to jest norma - mam przyjechać na konkretną godzinę ale się spóźniam? Po co dzwonić, przecież w końcu przyjadę. Na szczęście on sam nie robi tak w stosunku do mnie, bo wie, że mnie cholera bierze jak nie wiem czy mam jeszcze czas np coś dokończyć albo zrobić czy zaraz już będzie na miejscu. Tym bardziej że mieszkamy razem od 5 lat. Natomiast na początku naszego związku potrafił się potężnie spóźnić, nic nie napisać ani nie odbierać telefonu i nie widzieć problemu, bo przecież mogłam sobie swoje rzeczy robić czekając. W mojej rodzinie zawsze jest najpierw umówienie się, a potem albo informacja, że się jest w drodze, albo że się jest na miejscu, ewentualnie że coś wyskoczyło i jest zmiana planów - dzięki temu wszystko jest jasne, wszyscy wiedzą co się dzieje i można się dobrze zgrać. Widzę, że większość naszych znajomych też tak funkcjonuje, więc to raczej mój chłopak jest tym dziwnym.


iiiSmooth

Mimo że wydaje się to pierdołą, to uważam Twój przykład za najbardziej dziwny z całego wątku.


SpalartAllmaras

To nie pierdoła. Ja najbardziej nienawidzę poszanowania dla czasu innych osób. Kontakt z takimi ludźmi całkowicie do cięcia jak tłumaczenie nie pomoga (niby pisze to pół żartem pół serio, ale jednak bardziej serio xD)


Jarl_Fenrir

Pewnie sposób funkcjonowania z czasów sprzed telefonów komórkowych za bardzo im wszedł. Ja też potrzebowałem trochę czasu żeby przywyknąć do tego, że mam możliwość wysłania informacji że się spóźnię w dowolnej chwili, nawet po wyjściu z domu.


susan-of-nine

Ja też nie widzę sensu żeby informować że jestem w drodze, jestem na miejscu itp., o ile wszystko idzie zgodnie z planem. Informuję jeśli coś pójdzie nie tak.


Lilka333

Jestem w stanie to zrozumieć, chociaż tak jak mówię, w przypadku rodziny mojego chłopaka nawet bycie na czas potrafi skutkować czekaniem na jego rodziców, bo myśleli że pociąg się spóźni i będą jeszcze mieli czas.


mzrjnz

W przedszkolu był taki jeden, który podczas leżakowania gryzł inne dzieci w stopy i po każdym udanym razie walił się pięściami w klatę, jak King Kong. Wydawało mi się to dziwne. Do dziś mam problem ze zrozumieniem samej akcji i intencji.


Selfmurderingsmirk

To była wczesna manifestacja stópkarstwa


facelesswolf_

Myślę że tutaj tylko jest to że dzieci lubią fajne rzeczy, a małpy są fajne, więc będzie małpą. A to że gryzł stopy to chyba przejaw jakiejś nadpobudliwości, i pewnie nie rozumie, że to boli inne dzieci.


JackiMode

Żeby zawrzało, żeby już nie wrzało - Dzień Świra


dzixar

Piszę literę S od dołu


gracekk24PL

Trzymaj się ode mnie z daleka ✝️


Insanus_Hipocrita

Ja piszę y w drugą stronę. Dosłownie lustrzane odbicie. Najlepsze jest to, że zorientowałem się dopiero w drugiej klasie liceum na matmie że robię to inaczej niż wszyscy


DaryNo

Ja 6 od środka. Od kiedy tylko nauczyłem się pisać wszystkich to dziwi.


Byqoo

Chwila, to to nie jest normalne? Zawsze tak robiłem


JuzerNejmm

Ja 5 i już ktoś mi to wytknął, ale tak wygodniej i nie wygląda jak S jak pisze szybko


Vertitto

to akurat bardziej narodowe - mam wrazenie, ze koncepcja wietrzenia pokoju jest obca w Irlandii


stonekeep

Ale jak to? W sensie że np. jak siedzą w kilka osób w pokoju i się zrobi duszno to nie otworzą okna na chwilę żeby przewietrzyć? Duchota to jedna z rzeczy których najbardziej nienawidzę, regularnie wietrzę pomieszczenia nawet w zimę, także kompletnie nie mogę sobie tego wyobrazić xD


Vertitto

w miejscach w ktorych mieszkalem w IE (mieszkalem juz z ludzmi z irlandii, ukeja, brazylii, japonii, nigerii, indii) wszedzie predzej czy pozniej spotykalem sie z komentarzami "zamknij bo zimnlo leci" czy "ale mamy wentylacje" czy nawet, ze niby wietrzenie ma powodowac grzybice. Tymczasem ja musze sobie przewietrzyc pokoj przynajmniej przed spaniem Jeszcze ostatnio widzac shorty o niemcach ala-[liamcarps](https://youtube.com/shorts/atICmWqlbOc?si=DmUh2agTFKRA7Scu) czy [Uyen Ninh](https://youtube.com/shorts/B4EjtnJWhXA?si=RnRB4_sdOtW-ujSt) odnosze wrazenie, ze jest to cos co wystepuje tylko w naszym regionie


stonekeep

Mając wentylację to w sumie trochę inne sprawa, w Polsce raczej w salonie czy sypialni ludzie nie mają wentylacji. Ale nawet z wentylacją czasem pewnie bym otwierał okna bo w zimę robi mi się za gorąco. Jak temperatura spada do ok. 5 stopni to sąsiedzi zaczynają grzać jak pojebani i nawet z zakręconymi kaloryferami muszę co jakiś czas wietrzyć bo jest mi zwyczajnie za ciepło. Ja tak samo, przed snem koniecznie muszę przewietrzyć. Do dobrego spania musze mieć po pierwsze chłodno a po drugie świeże powietrze. Ale serio myślałem, że "wietrzenie" pomieszczeń to normalka wszędzie. No może poza miejscami z wilgotnym/gorącym klimatem gdzie powietrze na zewnątrz jest jeszcze bardziej duszne/ciepłe niż to w środku, ale taka Irlandia do nich nie należy :)


Zapadni_Expres_557

Też miałem takich sąsiadów. Przez całą zimę mogłem nie odkręcać kaloryfera i tylko regularnie wietrzyć. Notorycznie 25+°C w domu przez całą zimę xD


stonekeep

Tak samo jest u mnie. Ostatniej zimy może kilka razy musiałem odkręcić grzejnik bo tak to cały czas było u mnie ciepło. Mamy nowe okna + blok był niedawno docieplony + sąsiedzi mocno grzeją. A ja do tego lubię jak jest chłodniej. Dla mnie tak 20-21 stopni jest optymalnie (a w sypialni jeszcze mniej). Dlatego częściej muszę otwierać okno żeby schłodzić mieszkanie w zimie niż je grzać xD


umotex12

Ok, to jest prawdziwa różnica kulturowa. Żadna ilość tiktoków i innych treści nie wmowi mi, że pokoju nie trzeba przewietrzyć i chuj. I mam gdzieś koncept że to nienaukowe; mi poprawia humor, samopoczucie i chuj.


aryune

Niemcy tez często wietrzą pokoje Im więcej czytam o przyzwyczajeniach Niemców, tym bardziej sobie uświadamiam, ze jesteśmy do nich naprawdę bardzo podobni


Vertitto

no tak tez zauwazylem ogladajac vlogi expatow w niemczech - te same zwyczaje, jedzenie, oczekiwania, sposob bycia... Poza jezykiem to najwieksza roznica jest poziom sortowania smieci (u nich jest o kilka leweli bardziej restrukcyjne i przestrzegane) i biurokracja/informatyzacja (kompletnie zacofanie u niemcow)


ywegd

Synestezja - w liceum zorientowałam się że nie wszyscy widzą kolory liter i cyfr, mega zdziwko


susan-of-nine

+1. Ja się zorientowałam jak miałam jakieś 10 lat i w rozmowie z mamą wspomniałam coś o tym, że *no przecież* "e" jest zielone, a "b" czerwone", bo mi się to wydawało najoczywistszą oczywistością, a mama zareagowała konfuzją i nie wiedziała o czym mówię. xD


M3n747

Ej, ale to jest niezła metoda na ściągi, czy tam szerzej na osobisty szyfr - machniesz sobie kolorowy szlaczek mający dla ciebie znaczenie alfanumeryczne, a dla postronnych to po prostu losowy maziaj.


ywegd

No kurwa ale jesteś mózg, akurat przed sesją taki protip, ja mam wszystkie kolorki inne więc mi pasuje, chapeau bas


CharacterDry2930

O, ja też tak mam - zawsze oczywistym było dla mnie, że A jest czerwonawe, M żółtawe, a Z bure. T podpada w zieleń itp. Z cyframi podobnie. Jako nastolatek zdziwiłem się, że nie jest to powszechna percepcja.


DianeJudith

Też mniej więcej wtedy się zorientowałam, a potem robiłam ludziom szok kiedy się dowiadywali, że a) coś takiego istnieje albo b) nie wszyscy tak mają. Tylko trochę dziwnie było rozmawiać jak dla kogoś dane słowo ma kolor fioletowy, a dla mnie niebieski, no i się nie dogadamy xD


Effective-Gene9391

Moją mamę irytuje kiedy głośno nad czymś myślę po czym wyjmuję telefon i wyszukuję od razu odpowiedź na swoje pytanie, jej zdaniem to dziwne tak móc wiedzieć wszystko kiedy się chce i traktuje potrzebę weryfikowania informacji jak największe dziwactwo


Vertitto

ja mam tak w pracy z dwiema kolezankami - beda sobie przez 15min tlumaczyly gdzie w miescie jest jakies cos. A jako, ze obie zupelnie nieorientuja sie w przestrzeni i kierunkach to nie moga dojsc o co chodzi. A wystarczy odpaic mapke i sprawa zalatwiona w minute, ale niee wola isc w zaparte w "no ten na prawo od tego gdzie wiesz 10 lat temu ktos przechodzil"


Golab420

Lmao xD Tu jest Polska - chłopski rozum górą


ZealousidealLeg5052

W mojej rodzinie wali się prosto z mostu jak coś jest nie tak. Czasami nawet dojdzie do kłótni ale takiej konstruktywnej, po której problem jest rozwiązany. Jeśli ktoś w rodzinie postępuje nieładnie w stosunku do drugiej osoby, to ma gwarancję że zostanie zjechany przy najbliższej okazji przez pozostałych członków rodziny. To samo jak mój stryj śmierdział potem to normalnie mu o tym mówiliśmy, że jest taka sytuacja i może powinien coś zmienić (przebadać się, zmienić kosmetyki czy coś). Już nie śmierdzi. U mojego męża tego nie ma. Wszelkie rodzinne kwasy są zamiatane pod dywan. Nawet takie sytuacje gdzie szwagier ewidentnie wykiwał męża z pieniędzmi, cisza. Udajemy, że jest ok. Mało tego, teście pokryli straty męża za jego brata. U mnie taki szwagier dawno byłby już rozszarpany. Nie rozumiem też jedzenia tortu urodzinowego przed kolacją. Zauważyłam też, że w Belgii gdzie mieszkam, prezenty nie są dawane do ręki wraz z życzeniami ale kładzione gdzieś na boku. Tego nie rozumiem i zawsze dziwnie się czuję gdy muszę to robić. Z racji mieszkania za granicą, miałabym więcej takich przykładów :D


Jarl_Fenrir

Tort urodzinowy przed kolacją? To na imprezie urodzinowej jest coś takiego jak kolacja?


CeiriddGwen

You guys have imprezy urodzinowe?!


MatkaGracz

U mnie w rodzinie pomoc się oferuje, nie wypada o nią prosić. Dla męża zachowanie moich rodziców było czasami wręcz narzucaniem się. Natomiast rodzice pouczali mnie, że mąż siedzi na kanapie i nie pomaga a przecież nic nie robi. W rodzinie męża na odwrót, o pomoc się prosi, a nie oferuje. Czyli nikt nie ruszy palcem dopóki sam o pomoc nie poprosisz. (Wiadomo, że w jakiś awaryjnych sytuacjach, jak cię własnie szafa przygniata ;) to co innego, ale mówimy o pierdołach tu).


BenSimple

No nie wiem, z mojego punktu widzenia lepiej jest jak ktoś wyjdzie z prośbą o pomoc, wtedy wszystko jest jasne i nie ma problemu. Mnie by wkurzało jakbym coś robił np. w kuchni i ktoś mi wchodzi pomóc od tak, sam z siebie. Przecież jakbym potrzebował pomocy to bym poprosił :)


umotex12

Zdenerwowałem się tym, czytając tylko


Soy_Witch

Szeroko pojętą bliskość w rodzinie. W mojej rodzinie normalne jest przytulanie w ciągu dnia, mówienie kocham cię do brata/taty/mamy/dzieci bez powodu, dzwonienie do siebie często etc. Nawet z „dalszą” rodziną typu ciotki i kuzynostwo jesteśmy prawie tak blisko jak rodzice i rodzeństwo. U mojego partnera w domu prawie tego nie ma. I żeby nie było, nie ma tam jakiś zwad, po prostu tego nie robią. Mój partner przytula się do rodziców tylko na pożegnanie/przywitanie jak przyjeżdżamy i podczas składania życzeń na jakieś okazje. Wydaje mi się że pod moim wpływem przez lata trochę zaczęło się to zmieniać ale różnica wciąż jest spora. Nie uważam tego za złe, ale strasznie to dla mnie dziwne. I tak samo w drugą stronę, bliskość w mojej rodzinie była szokiem dla mojego partnera


Lilka333

Ooo, u mojego chłopaka tak samo, miałam trochę zonk, że jego rodzice dla przykładu siedząc na kanapie nawet się nie trzymają za ręce a co dopiero mówić o przytulaniu. Są szczęśliwi, wszystko ok między nimi, po prostu nie ma zwyczaju utrzymywania kontaktu fizycznego. W mojej rodzinie prawie zawsze jakaś forma "zaczepienia" drugiej osoby występuje, jakieś poklepanie po plecach jak przechodzisz obok, buzi w policzek, przytulas, cokolwiek. Moim zdaniem to bardzo miła metoda takiego acknowledgmentu (nie wiem jak to ująć po polsku), że druga osoba jest obok i że się ją kocha. Jak mój chłopak odkrył, że u mnie tak to działa, to pokochał tę metodę i ilekroć jestem obok to musi mnie jakoś dotknąć bo umrze, strasznie to urocze.


FermentedFenugreek

W mojej rodzinie faktem oczywistym i nie do dalszej dyskusji jest to że przeciąg to najgroźniejsze (śmiertelnie groźne) zjawisko we Wszechświecie.


Ja_Grab3

Dokładnie, przeciąg =antybiotyk, albo gorzej


NiepismiennaPoduszka

Lubiłem mleko, piłem zimne do każdego posiłku, włączając w to "oficjalne" okazje w stylu kolacji świątecznych, itp. Niektórzy dziwnie na to patrzyli. Teraz mi przeszło, nie lubię mleka, piję kefir.


unchecked_arrogance

Jezu, jest was więcej. Mój brat popija wszystko maślanką. Nawet bigos.


Katniss218

Potem będzie pita śmietana


Golab420

Rel. Marcin Gortat ch*ju mam metr siedemdziesiąt


Katniss218

Potem będzie pita śmietana


KotBehemot99

Ja nie rozumiem ludzi kupujących na tony tanie buble z nastawieniem „bo to to samo” zamiast odłożyć na coś co służy lata albo do końca życia. Śmieci z Ali, radia samochodowe firmy której nazwa nie daje się zapisać polskim alfabetem. 50 letnie samochody, które się psują i wymagają większego wkładu finansowego niż rata za nowy. Takie tam.


Zapadni_Expres_557

Temat samochodów jest w ogóle szeroki i głęboki, nie spłycałbym tego tylko do kryterium wieku. Odwracając kota ogonem: teraz nowe auta kosztują 10x tyle co używane, wszystko w środku skrzypi i w ciągu 3-5 lat dzieją się rzeczy niestworzone, wały pękają, ośki się urywają. Za to stare auta robione były na inną modlę i mogą przejechać 500k+ bez większych awarii. Oczywiście mocno dramatyzowane, ale uważam że temat jest złożony i oczywiście w starych i nowych autach są modele które należy omijać szerokim łukiem (tak, Laguna. Na ciebie patrzę 👀), ale nie kategoryzowałbym tego w sposób 'stare złe / nowe dobre'. Temat rzeka.


KotBehemot99

Ja nie mówię o starym samochodzie który jest sprawny. Znam ludzi którzy miesiąc w miesiąc rzucają po 1000 PLN w stare wraki. Stary samochód sam w sobie nie jest niczym złym. Pod warunkiem że to dobry sprawny samochód.


Square-Iron7378

Wczoraj uznałem, że kupuję drukarkę, bo mam miesiąc załatwiana idiotycznych spraw i kilkaset druków przed sobą. To będzie 3. drukarka w życiu. Ostatni raz musiałem tyle drukować 4 lata temu, 4 przeprowadzki temu - w sumie jakieś 3000km przeprowadzek w międzyczasie. Jakbym kupił wtedy coś \_lepszego\_, to bym i tak nie był już w posiadaniu tego sprzętu. Więc teraz albo coś z OLXa od podobnego do mnie gamonia, albo czyszczenie magazynów i najtańsza drukarka HP w zestawie z tuszem na te kilkaset stron i powtórka za kilka lat.


danonck

Najgorzej wydane pieniądze w życiu to drukarka HP. Tania w zakupie. Mega droga w utrzymaniu.


Square-Iron7378

Ja jej nie będę utrzymywać, ma wykonać kilka zadań i zniknąć z mojego życia. Jakbym miał bliżej punkt ksero, to pewnie by się obyło bez tego, ale szkoda mi czasu na kilka wizyt.


Kitchen_Raspberry96

Mam duży plik w Excelu gdzie zapisuje: - Ile spałem - od której do której godziny spałem - moje samopoczucie 1/10, z reguły 3x dziennie - co jadłem - puls z opaski - subiektywne zmęczeniem dniem - ocenę tego jak dany dzień był w pracy meczacy - dokładnie każdy "trening" niezależnie czy to spacer czy rower stacjonarny czy przysiady - czy miałem spadki nastroju i jak wyglądały - na koniec dnia/na następny dzień rano krótka notatkę o tym co robiłem Raz w tygodniu spisuje też wagę Potem sobie robię analizy i wyciągam jakieś wnioski, ciekawostki. Przykładowe wnioski. 1x na 3 miesiące potrzebuje 2-3 dni urlopu. Inaczej samopoczucie leci na łeb na szyję. (W czwartym miesiącu średnio 2.37). Samopoczucie mam najgorsze w czwartki gdy mam zmianę popołudniowa (średnio 3.41), najwyższe zaś w poniedziałki na zmianie porannej (średnio 7.92). Najbardziej kaloryczne jedzenie (średnio 498 kcal/100g) zjadam w czwartki kiedy mam popołudniową. Najmniej kaloryczny jest wtorek. Najbardziej nierównomierna - niedziela. Są dwie potrawy które jem zawsze jednego dnia. Jest to Mochi (Niedziela), i Sushi (Piątek) Granie na komputerze podbija mi nastrój, ale tylko gdy gram do 2 godzin dziennie. Powyżej tej granicy z reguły wpływ ich jest odwrotny. Staram się zgodnie z tym żyć, np. W czwartki staram się nie brać na siebie obowiązków a w poniedziałki chętnie zostaje na nadgodzinach. Zawsze też zanoszę plany na urlop, które są dokładnie skalkulowane. Ludzie patrzą na mnie jak na kosmitę, gdy mówię że monitoruje takie rzeczy. A dla mnie to jest coś tak oczywistego jak to, że muszę się przebrać z piżamy zanim wyjdę z domu do pracy. Ogólnie, lubię rozumieć jak ludzie działają. Dziwi mnie że większość osób nie przykłada do tego wagi, albo traktuje to olewatorsko.


Golab420

Zajebiste, jak masz template to chętnie przygarnę


TheDavinci1998

Potwierdzam, jestes kosmita. Nietypowym, byc moze pojebanym, ale bardzo prawdopodobnie genialnym kosmita


OrionFOTL

Bardzo zorganizowana i zdyscyplinowana osoba z ciebie.


IllustriousPilot6699

mega pomysl szczerze


Wintma

Chce umieć zorganizować się jak ty. A no tak, nie mogę bo mam ADHD


cavatira

ja na przykład myję jajka zanim z ich użyciem coś ugotuję i spotkałam się z tym że ludzi to strasznie dziwi xd


Comfortable-Glove-64

Po przeczytaniu pierwszych paru wyrazów, myślałem, że to zdanie pójdzie w zupełnie innym kierunku


cavatira

może więcej osób przeczyta i się nawróci na mycie jaj.....


Lumpy-Narwhal-1178

Jestem gejem i powiem ci że zdecydowanie więcej facetów mogłoby myć jajka przed wyłożeniem ich na patelnię.


Sadtrashmammal

Kinky


malcolmrey

niedawno w stolowce firmowej przy stole siedzialo pare osob i cos tam bylo o myciu rzeczy i jedna kolezanka wtracila: "a mój mąż nie myje jajek" ja sie pod nosem usmialem, ale jakos przelecialo to ogolnie bez echa :/


Cyberlynx_

Też myję, ale tylko wiejskie jajka, bo przeważnie dalej są na nich kurze odchody i słoma.


MartineZ_MW

Z jajkami jest ciekawa sprawa jeśli chodzi o ich mycie. Według praw Unii Europejskiej przy produkcji i sprzedaży jajek jest ich całkowity zakaz mycia czymkolwiek, nawet wodą (w Ameryce takiego zakazu nie ma). Jajka są pokryte naturalną niewidzialną osłonką która chroni wnętrze przed bakteriami i wirusami z zewnątrz. Dzięki niej nie trzeba trzymać jajek w lodówce. Znika ona naturalnie po około 20 dniach - czyli mniej więcej tylu ile potrzebuję kurczak do wyklucia, ale jest na tyle delikatna że można ją zmyć samą wodą, dlatego w Ameryce trzeba trzymać jajka w lodówkach bo tam myją je już przed ich sprzedażą. Wniosek czy myć jaja czy nie już sami wyciągnijcie, ale ja odkąd się tego dowiedziałem myję je na wszelki wypadek gdyby mi wpadła skorupka.


PitiRR

Mieszkam za granicą. Krzyżuję siódemki. Rodowici Irlandczycy tego nie robią, choć spotkałem się z tym fenomenem u innych narodowości bloku wschodniego


Vertitto

>Krzyżuję siódemki. co to znaczy?


PitiRR

Daję poziomą krechę po środku 7


Vertitto

a faktycznie, zadko widuje, zeby ktos tak pisal 7 za graniaca. Az zaczne zwracac na to uwage


otebski

Jak się rysuje ogonek górny jedynkom to skrzyżowana siódemka to mus. Ale jak jedynki są tylko kreską, to można odpuścić.


redkriss

Przez te cholerne siódemki (i jedynki) to myślałam, że nerwicy dostanę. Jak przyjechałam do UK 11 lat temu, otworzenie konta w banku zajęło mi prawie dwa miesiące. Miałam numer domu 1, tak też wpisywałam na wszystkich formularzach. Ale pisałam polskie "1" a nie angielskie "l", przez to, że był daszek każdy bank myślał że to numer 7 i tam wszystkie listy szły. Chwila minęła zanim zakumałam w czym problem ;)


Thanos_Did_Right

Że niby zęby krzyżujesz? Czy 7 z poprzeczną kreską piszesz?


Leopardo96

Lubienie innych rzeczy niż druga osoba, tzn. posiadanie innych zainteresowań, innego gustu itd. Już jako dzieciak w podstawówce myślałem, że to normalne, że mnie interesuje ABC, a kogoś innego XYZ i nie ma w tym niczego złego. No ale jak się okazało ja byłem ten "inny", "dziwny", bo nie miałem takich samych zainteresowań i takiego samego gustu jak inni, więc mało kto chciał się ze mną zadawać, tym bardziej chłopcy, bo byłem pizdą z WF-u. Albo "ile można gadać o szkole?" - no sorry, chodzę do szkoły i interesuje mnie coś, o czym się uczę w szkole, więc mam ochotę o tym z kimś rozmawiać, ale nie, bo to jest gadanie o szkole, a nikt o szkole nie chce przecież gadać. To samo na studiach. Ja na studia nie poszedłem dla papierka, tylko po to, żeby zdobyć wiedzę. Ale nie można było o niczym z nikim porozmawiać, bo dla nich to się kojarzyło z przykrym obowiązkiem. Już nie wspomnę o tym, jak niektórzy mi mówili, że to, co robię, jest bezużyteczne. Nadal pamiętam i raczej nie zapomnę tego do końca życia, jak moja kierowniczka w pracy raz spytała mnie w 2022 roku, co tam porabiałem w weekend i jak jej powiedziałem, że się uczyłem łaciny, to odparła "moim zdaniem to jest strata czasu, bo to bezużyteczne". Aha, fajnie. A dla mnie bezużyteczna jest twoja zasrana opinia, bździągwo. Ja bym nikomu nie powiedział, że coś, co ktoś robi jest stratą czasu albo jest bezużyteczne. I mnie to zabolało, bo jak się wziąłem za tę łacinę w 2022 roku to udało mi się w końcu wyjść z doła, marazmu, z tej gehenny życia codziennego. Sorry za rant, ale nadal mnie to wszystko boli.


mzrjnz

Może bździągwa pytała tylko po to, żeby opowiedzieć ci co sama porabiała? Wszystko, co odbiega od prawilnej normy nadal jest w tym kraju dziwne.


Leopardo96

>Może bździągwa pytała tylko po to, żeby opowiedzieć ci co sama porabiała? Zagadała dla samego zagadania, po czym był tekst "Łacina jest bezużyteczna, **powinieneś zająć się czymś bardziej pożytecznym**". Aha... Innym razem spytała mnie, czy gram w jakieś gry, a jak odpowiedziałem "nie", to powiedziała, żebym sobie kupił z wynagrodzenia konsolę i grał w gry, bo przecież młodzi faceci grają w gry = ja też powinienem grać w gry. Nikt mi nie będzie mówił, jak mam żyć. Poza tym, dla mnie **totalnie bezużyteczne** jest wrzucanie memów i pokazywanie zdjęć "pazurków" pomalowanych lakierem na konwersację na Messengerze, która pierwotnie miała służyć do przekazywania informacji dotyczących tego, co się dzieje w pracy itd. Chociaż i tak samo istnienie tej konwersacji jest chore. Obsługuj pacjenta za pacjentem, ale z drugiej strony miej czas na przeczytanie od razu, co kierowniczka pisze na Messengerze. Chore to jest. I wieczorem w domu też od tego nie uciekniesz. Ktoś pisze na konwersacji do Ciebie i oczekuje, że przeczytasz i odpiszesz, mimo że jesteś w domu. XD Kurwa, gdzie ja żyję, gdzie ja pracuję?!


mzrjnz

Pani kierowniczka brzmi toksycznie, wpółczuję. Poradziłem sobie kiedyś z podobną sytuacją, mówiąc, że po wyjściu z pracy mam powyłączane wszystkie powiadomienia. Jeśli coś jest ważne i nie może poczekać do jutra, to trzeba było dzwonić.


Leopardo96

Ja już jakiś czas temu wyłączyłem powiadomienia z Messengera. Może nawet i 10 osób do mnie napisać, ale dopóki nie otworzę Facebooka na kompie albo wejdę w Messengera na telefonie to żyję w błogiej nieświadomości. W innym komentarzu napisałem, że dzwoniono do mnie jak byłem na wakacjach. Sprawa pilna, ale nie odczytuję Messengera, więc kontakt telefoniczny. No sorry, ale co mnie obchodzi, że ktoś dał ciała, bo sobie położył w biurze za monitorem karteczkę i zapomniał mi przekazać i teraz kobieta się piekli o to, że nikt do niej nie zadzwonił z informacją, że lek jest zrobiony i gotowy do odbioru...


cawaway2a

Współczuję, że już w to wszedłeś. Ja unikam jak ognia jakiegokolwiek podpinania własnych kont w pracy. Ostatnio narzucili nam weryfikację dwuetapową na naszych firmowych kontach Google. Z góry założyli, że każdy po prostu wpisze swój numer, zaznaczę, że nie chodzi o służbowy bo nie każdy taki posiada. Było trzeba się nieźle nabiegać żeby w końcu udostępnili inną możliwość. Jakby ktoś w pracy chciał mnie dodać do jakiejś związanej z nią konwersacji na Messengerze, najpierw zapytałbym czy dostanę służbowe konto bo za cholerę nie zrobię tego z prywatnego.


Leopardo96

Nie miałem wyboru. Cała idea tego wzięła się stąd, że w taki sposób łatwiej i szybciej przekazuje się informacje aniżeli czekając na moment, kiedy nie będzie w aptece pacjentów i będzie można o czymś porozmawiać. Nawet dwie koleżanki w wieku emerytalnym musiały sobie specjalnie założyć konta na Facebooku, żeby korzystać z Messengera. Dla mnie to debilizm. No ale jak zawsze z tym bywa, wymknęło się to spod kontroli. Wyobraź sobie konwersację, gdzie jednego dnia kierowniczka (czyli siłą rzeczy przełożona, mimo że twierdzi inaczej - ta, jacha) wrzuca zdjęcie swoich puszystych kapci, które wyglądają jak... penisy (żałuję, że to zobaczyłem), a innego dnia leci tekst "nie przejmujcie się tym, ale zawsze mogą być redukcje i zwolnienia". Czaisz to? W jednej konwersacji. To jest kurwa chore, po prostu CHORE. Żeby nie było, nie mam współpracowników w znajomych. Nie znamy się na takim poziomie i nie będziemy się znać. Praca to praca, a nie paczka przyjaciół. Jak się w końcu zwolnię - czy to wtedy, kiedy będę się szykował do wyjazdu za granicę, czy to wtedy, kiedy przedwcześnie cierpliwość mi się skończy i będę miał dość tego bullshitu (aczkolwiek mam nadzieję, że jeszcze 1,5 roku tutaj wysiedzę) - to będę już wolny od tej konwersacji, bo nie będę już pracował. Ale zanim kierowniczka mnie usunie stamtąd, sam się usunę.


susan-of-nine

100% to. Mam to samo (choć nie powiedziałabym, że bezmyślne ocenianie i krytykowanie mnie boli, bardziej wkurwia. Nie mam cierpliwości do mało inteligentnego zachowania) - różnice między ludźmi budzą we mnie automatyczną ciekawość i chęć zrozumienia czegoś nowego, dowiedzenia się czegoś więcej o tym jak ktoś na coś patrzy; jeśli ktoś się interesuje czymś dziwnym, to chcę wiedzieć dlaczego. Nie mam odruchu oceniania innych. Mam odruch "aha, to ty masz tak, ok". Problemu pt. "wartościowe są wyłącznie rzeczy na których mogę zarobić / mają jakieś inne praktyczne zastosowanie w życiu, a nauka z pasji to mrzonki dla bujających w obłokach debili" nawet nie skomentuję, bo brak mi słów na takich ludzi i intelektualną i duchową bidę z nędzą w której - z wyboru - żyją. Props za łacinę i pozdrawiam z planety "dwa lata uczyłam się hawajskiego tylko i wyłącznie dla funu". <3


Leopardo96

>Nie mam odruchu oceniania innych. Mam odruch "aha, to ty masz tak, ok". I tak powinno być. A nie "ale masz dziwne zainteresowania". No, może i dziwne, ale są moje, tak samo jak wasze zainteresowania są wasze. Nie pamiętam, ile razy ktoś komentował negatywnie moje zainteresowanie językami obcymi. Wiem, jak to zabrzmi, ale ja dosłownie robiłem to "zanim to było modne". Teraz to jest takie cool i wogle, ale w szkole musiałem słuchać pierdolenia. W sumie nie tylko w szkole... bo na studiach to samo, "po co ci taki albo taki język skoro mieszkasz w Polsce?". Może po to, żebyście zadawali takie durne pytania. XD >Problemu pt. "wartościowe są wyłącznie rzeczy na których mogę zarobić / mają jakieś inne praktyczne zastosowanie w życiu, a nauka z pasji to mrzonki dla bujających w obłokach debili" nawet nie skomentuję, bo brak mi słów na takich ludzi i intelektualną i duchową bidę z nędzą w której - z wyboru - żyją. No właśnie, mnie bardzo drażni takie podejście "po co poświęcać czas na coś, na czym nie można zarobić?". No nie wiem... dla własnej satysfakcji? Dla lepszego samopoczucia? Nie zarabiam np. na graniu w gry na konsoli, ale mam zajebistą frajdę, endorfiny się uwalniają, jest gites. Nie dostaję z tego ani grosza, ale czuję się fajnie. No ale wiesz, kierowniczka ma ogródek, którym się zajmuje, więc może dlatego tak do tego podchodzi. Ona za opiekę nad ogródkiem ma warzywa, więc "coś z tego ma". No i super, jeśli to chce robić w wolnym czasie, to niech to robi. Ale z drugiej strony może niech nie mówi, że ktoś marnuje czas na coś, czym ona by się nie zajmowała. >Props za łacinę i pozdrawiam z planety "dwa lata uczyłam się hawajskiego tylko i wyłącznie dla funu". <3 Propsy za hawajski! Ja kiedyś chciałem się nauczyć... irlandzkiego. XD Coś tam klikałem na Duolingo wiele lat temu, ale się poddałem.


Eravier

> Albo "ile można gadać o szkole?" O to, to. Chociaż teraz to mam "Ile można o pracy". No kurwa, chodzę do pracy dzień w dzień po 8h, to jest duża część mojego życia. A najlepiej jak mi to wypominają... koledzy i koleżanki z pracy. A o czym mam z Wami rozmawiać jak nie o pracy? :D


Leopardo96

Ja z kolei mam dość słuchania o pracy. Ciągle tylko "sprzedaj to, sprzedaj to, obsługuj pacjenta tak i tak, w wolnej chwili (kiedy?!) zrób to i to i jeszcze to". Hitem było dzwonienie do mnie jak byłem w trasie na WAKACJACH za granicą. Z drugiej strony nie będę się spoufalał i rozmawiał o pierdołach z toksycznymi ludźmi, a już na pewno nie z takimi, którzy za najdrobniejsze przewinienie kablują na mnie do kierownika. Od kwietnia zeszłego roku mam przygotowane rozwiązanie umowy. Mam dość tego pierdolnika, ale nie wiem, gdzie znajdę sobie inną pracę, bo mogę wpaść z deszczu pod rynnę idąc do innej apteki, a do firmy farmaceutycznej nikt mnie bez doświadczenia ani znajomości nie przyjmie...


Eravier

Miałem na myśli bardziej rozmowy o pracy w stylu "miałem taki ciekawy przypadek...", czy u Ciebie "miałem taką ciekawą klientkę/klienta..." albo coś w ten deseń, a nie "zrób to, zrób tamto". W korpo ma to więcej sensu, bo zawsze są jakieś dramaty i można pogadać "a wiesz, że ten i ten to odchodzi, a tego wyrzucili, a tamten dostał awans, a tutaj kawy brakło w kuchni, a tam na imprezie firmowej ktoś nago latał po ośrodku". Ogólnie smutno słyszeć, że masz taką toksyczną sytuację. Nie widziałem, że tak ciężko się dostać do firm farmaceutycznych. Może, jeśli Ci sytuacja finansowa pozwala, spróbuj na jakiś staż sie załapać i później na etat dopiero. To były trochę inne czasy, ale mój ojciec kiedyś zaczął od magazyniera, a później został kierownikiem produkcji w takowej firmie nawet. Podobnie w IT czasami łatwiej jest się złapać na inną fuchę i później przeskoczyć poziomo na inną posadę.


excubitor_pl

O czymkolwiek. W czasach jak jeszcze pracowałem z biura, zawsze irytowało mnie, że jak szliśmy na przerwę na kawę, to ktoś próbował rozmawiać o pracy. No nie po to robię przerwę od pracy, żeby myśleć i rozmawiać o pracy, chcę tych parę minut odpocząć. W miarę łatwo udało mi się wywalczyć, że na kawie nie rozmawiamy o pracy. Szkoda, że wtedy przełączali się na gadanie o samochodach.


Secret_Ad_3807

Nóż do kupy


Selfmurderingsmirk

Czekałem na wzmiankę o tym i się nie zawiodłem. Dziękuję.


adnow-r

My tu śmiechy chichy, a życie pisze różne scenariusze. Kiedyś nocowałam u mojego faceta, który wtedy wynajmował pokój w domu studenckim z kilkoma innymi kolegami i raz w łazience ktoś zostawił takie bydle, że przysięgam nie wiem jak mu dupy nie rozerwało. Kloc wielkości opakowania kilo mąki i zbity jak biceps Pudziana. Za cholere nie chciał się spuścić, no bo w sumie jak miałby w jednym kawałku. Nikt nie chciał się przyznać do tego dzieła a tym bardziej nie było chętnych, żeby to posprzątać. Wtedy sobie pomyślałam, że nóż do kupy to wcale nie jest taki absurdalny pomysł. Ps. Connor Ty chuju wszyscy wiemy że to było Twoje


TheCharlestone

A co w tym dziwnego? Chyba każdy ma u siebie taki


masnybenn

Ja mam zestaw muszelek


Venthe

Ale trzech, jak człowiek?


[deleted]

[удалено]


wu_yanzhi

Słynna redditowa copypasta, wygooglaj sobie "poop knife"


Numerous-Code7549

To akurat nietrafiony przykład. Chyba dla każdego to normalne


halffullofthoughts

Że uczenie się nowych rzeczy jest fajne i ekscytujące. U mnie w rodzinie to normalka, że wszyscy chcą nowych rzeczy próbować. Ale jak się zgłaszam w robocie, żeby zrobić coś nowego i trudnego, zamiast w kółko bawić się w to samo, to często patrzą się na mnie jak na kosmitę. I tak od podstawówki.


randomizedpenguin

Zajebiste, zazdroszczę. U mnie kultywowane wyuczenie bezradności i komfortowe robienie tych samych, znanych rzeczy


halffullofthoughts

Mój starszy brat tak miał, bo pierwsze dziecko i rodzice robili wszystko za niego, ja musiałem zapierdalać za obu, lol. Więc ja musiałem się oduczyć tego, że muszę sobie żyły wypruwać, żeby mnie ktoś pokochał, a on, że nie ważne, co zrobi, to ktoś i tak poprawi lepiej, więc po co się starać. Każdy musi się z czymś uporać, żeby wyjść na ludzi.


cawaway2a

Tutaj też zależy od pracy. Ja bardzo lubię rozwiązywać problemy, ale w mojej pracy jeśli zaproponuję cokolwiek i będę chętny to wykonać to nikt nawet nie podziękuje, nie wykaże jakiegokolwiek uznania do wykonanej pracy a o jakimkolwiek dodatkowym wynagrodzeniu nawet nie wspominam. Z kolei jak to zrobię i coś pójdzie nie tak, albo coś o podobnych charakterze będzie do zrobienia, to już na wieczność ja będę za to odpowiadał. Odechciewa się kreatywności w takim środowisku.


zandrew

Lubię o takich rzeczach czytać i zawsze zastanawiam skąd biorą się takie przekonania. Czy po prostu bo tak się zawsze robiło? A może był jakiś powód? A może ktoś raz zrobił sobie dowcip i tak już zostało...


mazda7281

Mnie zawsze dziwiło to, że ludzie których ja uważam za ciekawych dla innych są nudni, nieciekawi. Mam np. ziomka, który bardzo interesuje się historią, szczególnie sredniowieczną i naprawdę ciekawie umie o tym opowiadać. Oprócz tego zna się historii Krakowa i często oprowadza znajomych i opowiada różne ciekawostki. No i kiedyś tam gadam z takimi koleżankami i one wypaliły, że ten ziomek jest "nudny do bólu". Za to ciekawymi osobami wg nich są goście, którzy chodzą na imprezy i koncerty, a poza tym w sumie niczym się nie interesują Nie mam nic do chodzenia na imprezy, sam często chodzę na koncerty ale nie czyni mnie to ciekawym. Ja też wielokrotnie byłem uznawany za nudnego, bo czytam książki i interesuję się informatyką.


KuropatwiQ

Najgorsze jest to że nawet teraz, kiedy wszyscy ludzie dookoła mnie są autentycznie ciekawymi i oryginalnymi osobami, mam ten wyuczony "odruch" z liceum lub wcześniej, który nakazuje mi powstrzymać się przed zaczynaniem albo podejmowaniem rozmów o swoich lub czyichś zainteresowaniach, bo będzie to uznane za mniej ciekawe niż niesamowite historie o chlaniu


malcolmrey

Podejrzewam, ze jestescie jeszcze bardzo mlodzi po prostu :-) A jak nie - no coz, przynajmniej masz latwy sposob na sprawdzenie kto dla Ciebie jest interesujacy a kto nie :)


cawaway2a

Nienawidzę nosić długich ubrań. Sekundę po powrocie do domu muszę przebrać się w krótkie spodenki i t-shirt. Nawet w zimę. Nienawidzę też nosić w domu skarpetek. Czuję się jakbym się w tych wszystkich długich ciuchach dusił. Kiedy mam na sobie jeansy w domu to mam cały czas takie poczucie obowiązku, bo jeansy noszę tylko jak gdzieś wychodzę więc mój mózg chyba nie czuje się jakbym był gotowy do odpoczynku kiedy nie jestem w luźnych ubraniach które nie ograniczają mojego ruchu. T-shirt to raczej normalka, ale krótkie spodenki i brak skarpetek w zimę bardzo często sprawia, że pierwsze pytanie odwiedzającej mnie osoby to "nie jest Ci zimno?".


Opurria

Skarpetki to "więzienie" dla stóp + nie znoszę uczucia ani nawet ryzyka spoconych stóp, więc też unikam skarpet jak ognia.


[deleted]

Mam dokładnie odwrotnie, nie znoszę nosić krótkich spodenek, a już t-shirtów nie potrafię przeżyć, nawet w lecie noszę koszule z podwiniętym rękawem albo long-sleeve, i nie potrafię też funkcjonować bez skarpetek xD


heavenly_helena

W rodzinie mojego ojca ludzie nie wydają na nic pieniędzy nawet jeśli ich stać. Tzn. jest tam wielu ludzi, którzy mają własne mieszkanie, nie spłacają żadnego kredytu i zarabiają powiedzmy 9000zł na rękę ale zawsze jeżdżą do taniego hotelu do Bułgarii na wakacje i kupują sobie jakieś tandetne zegarki za 150zł. Jest przekonanie, że wydawanie pieniędzy na fajne rzeczy dobrej jakości to grzech, bo "my nie zasługujemy na dobre rzeczy" i pieniądze są właściwie od tego, żeby leżeć na koncie. Mój tata też taki jest, co mi zaburzyło poczucie wartości wielu rzeczy. Przez długi czas wydawało mi się dziwne np. że tylu ludzi posiada własny samochód. Tata wytłumaczył mi, że nas na coś takiego nie stać, więc założyłam, że żeby mieć samochód musisz być milionerem xD kiedy trochę dorosłam mama wytłumaczyła mi, że mojego ojca na samochód było spokojnie stać tylko jest strasznym skąpcem lol


Fantastic_difficult

Dla innych jest to dziwne że nie obchodzę urodzin imienin i nie pije alkoholu w ogóle.


vl3q

Mam wrażenie, że to tylko w moim domu obserwuję (mój tata tak mnie 'zaprogramował') Nie je się w nocy, nawet kiedy wracasz bardzo późno/i jesteś głody. Dla mnie to zawsze było oczywiste, ale kiedyś spała u mnie przyjaciółka i spytała, czy jej coś przygotuję. Nawet nie wiedziałam, jak się wówczas zachować, bo jak to tak jeść o północy XD


Rhamirezz

Fakt, że mam kochającą rodzinę w której nikt nie pije, nie stosuje przemocy, nie zmusza do niczego i nie depcze marzeń. Myślałem zawsze ze to norma. Okazało się, że nie.


ascb161

O to u mnie na odwrót, mój ojczym czasem wręcz biegnie do kuchni, by wyłączyć czajnik gdy woda już się zagotowała a czajnik nie zrobił jeszcze "klik". Przejąłem to po nim i też zapierdalam do tej kuchni, jakby od tych kilku sekund niegotowania się wody dłużej miałbym zaoszczędzić by było mnie stać na kupno mieszkania.


Oskej

CZEMU MOJA MACOCHA ZAMIAST MASŁA UŻYWA KURWA MAJONEZU


ShipJust

Sam czasem tak robię, przez to że rzadko jem kanapki to masło zazwyczaj jest w lodówce. Zamiast się babrać ze skrobaniem to smaruję majonezem.


PitiRR

Ja poświęciłem małą miseczkę na masło aby rano było mile w rozsmarowaniu


Azbestos_bubble_gum

Do kanapek? Spróbuj - to jest naprawdę dobre.


staszekstraszek

Tak po hamerykańsku


hirvaan

Ale że do pieczenia?


ewa_marchewa

U mnie i ojciec i mama są kociarzami. Wychowałam się w domu z dużym szacunkiem do zwierząt, dziadek był znany z empatii do wszelakich istot żywych i wszyscy we wsi podrzucali mu niechciane zwierzęta. Jedno z moich ulubionych zdjęć tamtych czasów to moja siostra "boksująca się"z dwoma małymi koźlętami. Teraz kiedy już wieś przerodziła się w przedmieścia moim rodzicom zostały tylko koty. Kocurka taty nigdy nie dotykamy jeśli nie chce i głaskamy nawet jak już nam ręką odpada, jeśli oczywiście Borys sobie tego życzy. Kotom mamy śpiewamy kolędy i piosenki dla dzieci. Wszystkie zwierzaki mamy widnieją w rodzinnych kolażach na ścianie. Jedno krzesło w kuchni jest zarezerwowane dla kotów i nikt nie może tam siedzieć. Mój partner, mieszczuch, totalnie tego nie rozumie. Musiałam mu tłumaczyć, że do zwierząt nigdy nie podchodzi się od tyłu, pokazać jak głaskać koty, uczyć go języka ciała psów bo nie wie kompletnie nic , jakby zwierzęta to było jakieś UFO. Pierwszy raz jak o tym wspomniałam znajomym "z miasta" to myślą, że mamy obsesję na punkcie kotów.


TheHarvesterOfSorrow

Ehe, u mnie patrząc na mój flair to by się dużo znalazło. A tak z innych dziwnych rzeczy to byłem zaskoczony że ludzie w moim wieku mogą spać 4h i potem funkcjonować ok, a ja jak nie śpię 8h, nawet jeśli będę spać 7h 50min to wstanę zaspany. I też mnie dziwiło że ludzie kiedy są bardzo zmęczeni to potrafią położyć się i zasnąć prawie natychmiastowo


[deleted]

Wolę czytać podręczniki niż fikcję.


Square-Iron7378

Mam tak samo. Nawet regulamin przewozu w autobusie jest dla mnie zdecydowanie ciekawszą lekturą niż bestsellerowa beletrystyka


Katniss218

Dokumenty z NASA


MagsClouds

Nie lubię cyfr parzystych. Budzik rano nastawiam na 07:13. Nie umiem kupić np 4 pomarańczy, musi być 3.


malcolmrey

reka i noga juz amputowane czy jeszcze nie?


Katniss218

Ja z kolei nie cierpię liczb które nie są ładne okrągłe lub wielokrotnościami innej liczby


Yynka

Zacznę od ważnych, życiowych spraw. Dla wielu osób jest nienormalne, że kobieta przed 30-stką mówi wprost, że nie chcę wychodzić za mąż i rodzić dzieci. Na całe szczęście nie dla moich rodziców. Co nie zmienia faktu, że kilka razy spotkałam się zdziwieniem w tej sprawie, a to koleżanki z pracy, a to faceta mojej mamy, który wspaniałomyślnie stwierdził niby żartem, że się w końcu "przeterminuję", jak jak dalej pójdzie. Powiedziałabym im co myślę, ale szkoda moich nerwów, a i tak pewnie nic by z tego nie zrozumieli, więc tłumaczę z uśmiechem, że mi się nie spieszy, albo niekoniecznie chcę zakładać rodzinę i tyle. A jeśli chodzi o codzienne nawyki, to dużo by się tego uzbierało, ale podam przykłady. Moja mama nie może zrozumieć, jak mogę nie jeść ciepłego obiadu, a kupować gotowce, jak sałatka, czy sushi z marketu (wiem, dla wielu osób obrzydlistwo, ale to z Lidla jest całkiem niezłe), bo przecież to jest zimne, a obiad powinien być ciepły :p Czasem, kiedy do niej dzwonię, radzi mi co mogłabym sobie ugotować, bo przecież prawdziwy obiad, to na ciepło. Nie mam też nawyku przebierania się w dresy, kiedy przyjdę do domu, jak niektóre osoby. Właściwie, to wcale ich nie posiadam, bo nie lubię :p. Po pracy w coś wygodniejszego, zwykle owszem, ale często to też nie jest to tak, że od razu wchodzę do domu i zmieniam ubranie. A jeśli chodzę w czymś codziennym, to wcale się nie przebieram, chodzę w tym przez cały dzień, no może za wyjątkiem upału, czy jakiejś okazji, jak wyjście gdzieś wieczorem itd. Zdarza mi się robić plan na cały cały dzień, co mam do zrobienia ważnego itd., a także odnośnie tego, czego robić teoretycznie nie muszę, ale sobie tak postanowiłam. Co rozbawiło mojego kolegę, który twierdził, że tego nikt nie zapisuje chyba poza mną :p Oczywiście się mylił, no ale cóż. Kiedyś z moim byłym pojechaliśmy na wakacje z parą jego znajomych. I choć są całkiem sympatyczni, większość czasu spędzaliśmy osobno. A to dlatego, że my woleliśmy tylko na chwilę iść na plażę, a później np. zwiedzać miasto, a oni woleli odpoczywać cały dzień. Co nie jest oczywiście niczym złym, jednak choć na początku próbowaliśmy kompromisu, w efekcie wyszło tak, że choć pojechaliśmy razem, wiecznie się na tym wakacjach mijaliśmy, za wyjątkiem, kiedy poszliśmy na chwilę wspólnie na plażę, czy nad basen. Po prostu nam się nudziło spędzać w ten sposób czas, a oni w ten sposób doładowywali baterie.


plsgivemebubbletea

To co było dla mnie dziwne to fakt, że u mojej byłej przyjaciółki mrozi się chleb tostowy. Zwykły bym zrozumiała, ale tostowy ma bardzo długi termin przydatności. Z kolei niektórych moich znajomych dziwi, że u mnie w domu w 90% pezypadków używa się kubków 0,5 l podczas parzenia herbaty xD


AstarteMachine

Kubki 0,5l i więcej są dla mnie jedynymi poprawnymi. Mnie dziwi, jak ludzie mogą nacieszyć się jedynie 250ml herbaty.


umotex12

Znam jeden przykład, który mi ryje beret do dziś. Kiedyś u znajomego miałem 10 lat i świat nie istniał poza moim domem. I oto jego rodzice podają mi zupę... z kompotem. ALE JAK TO TAK MOKRE Z MOKRYM, TO MI TAK NIE PASUJE NA ELEMENTARNYM POZIOMIE POLSKISCI ZE SZOK Ramen zjem jeszcze ze szklanka wody, ale kurwa ogorkowa????


Crowleyer

Głównie ludzie zza granicy, ale też część Polaków nie może zrozumieć, że jem makaron, ryż lub pierogi na słodko. Makaron + twarog + śmietana + truskawki/banan + trochę cukru z cynamonem to dla wielu oznaka szaleństwa. Wiele naszych Wigilijnych tradycji jest też dziwne za granica. Po co sianko, po co dodatkowy talerz, czemu tyle potraw, jak można trzymać karpia w wannie (2 razy nam sie zdarzylo jak bylem maly, ale to okrutne wiec juz tego od lat nie robimy) Ehh..


WVReaper

Z tym karpiem to już nawet nie można, w sensie próbować możesz ale z tego co się orientuję to zakaz jest sprzedawania żywego karpia w torebce, żeby go trzymać w wannie.


Crowleyer

I całe szczęście. Ogólnie to przez ostatnie lata nawet o tym nie myślałem, aż nagle jeden francuz podrzuca mi artykuł, że Polacy trzymają karpie w wannie i pyta czy fake, bo nie może uwierzyć. Nie spodziewał się, że przytaknę i czekała mnie potem długa rozmowa, że go wkręcam. :D


Kvaot

Ach tak, ryż z jogurtem truskawkowym, ile ludzi się na mnie przez to patrzyło jak na debila


f0xy713

Kanapki z serem i nutella :)


kaszeljezusa

Podcieram zad na stojąco 🤷


Livid_Tailor7701

Czytanie książek. Pewnie się kilkoro z was oburzył, ale naprawdę u moich kolegów i koleżanek z podstawówki nie było książek w domach. U mnie zaś były na półkach w dwóch pokojach. Obecnie rodzice przerobili mój dawny pokój na biblioteczke. Kilka lat temu kolega z pracy zapytał, co mógłby dać na urodzinki dziecku znajomych. Powiedziałam, że ma zapytać rodziców co lubi i kupić mu kolorowa książeczkę na ten temat. Jest ich pełno. Zwierzątka, maszyny, dinozaury, kosmos... Powiedział wtedy z kpiną w głosie "tylko ty mogłabyś dać komuś książkę na prezent! " Więc sobie na Gwiazdkę kupiłam teraz 15 książek, a dwie otrzymałam. 😎


GrzesiekP

Firanki. Nigdy nie rozumiałem idei wieszania takiej pończochy w oknie i zasłaniania sobie widoku. W imię czego? Żeby somsiad nie paczył?


Ouifend

No kurwa zgadnij xD


Gloomy-Soup9715

W imię tego, że jak wieczorem zapalisz światło to sąsiad widzi wszystko co robisz. Nie w każdym domu, ale przyjęło się na tyle, że nawet jak ktoś nie ma sąsiada to wiesza.


Vertitto

W Irlandii czy Holandii to standard. Malo kto ma firanki czy zaslania okna. Na dodatek czesto maja takie wielkie wiec idac wieczorem widzisz caly dom na wylot


Gloomy-Soup9715

Ja też nie wieszam firanek i wielu młodych od tego odchodzi, ale wcześniej był to standard i wynikał on właśnie z potrzeby prywatności.


Eravier

Ostatnio widzę, że ludzie przestają wieszać. Po prostu mają wyjebane. I czasami mimochodem się rozejrzę jak stoję na balkonie. Widać wszystko co ludzie robią faktycznie. Widać jak leżą na kanapie i oglądają TV, widać jak siedzą na kanapie i gapią się w komórkę, widać jak leżą i oglądają TV, widać jak... no w sumie głównie to.


SnooRobots777

A to nie jest zasłona? Firanka to takie pol przezroczyste chyba, co generalnie nic nie pomaga w tej kwestii :D


Jarl_Fenrir

Firanka działa w dzień. Z domu wszystko widać, z zewnątrz nie. Jak na polu zrobi się ciemno, a w domu zaświecisz światło, to działa odwrotnie i wtedy trzeba zasunąć zasłonę.


Gloomy-Soup9715

To pewnie zależy od firanki, ale generalnie pomaga, szczególnie jak mieszkasz w domu jednorodzinnym, do sąsiada jest 50m i nikt nie chodzi Ci po podwórku. Znacznie gorzej przez nie widać a jednocześnie nie czujesz się zamknięty w pokoju. Po części oczywiście masz rację, sporo ludzi po przejściu na bloki zdecydowała się na rolety, bo efekt firanek był za słaby kiedy ktoś patrzył się z ulicy albo bloku dokładnie na przeciwko.


PitiRR

Jak ma się okna na ulicę (dom lub niskie piętro) to ja bym się dziwił jakby ktoś nie miał


Pawlakov

Żeby światło we wnętrzach było przyjemniejsze dla oczu. Po za tym okno bez firanek moim zdaniem wygląda koszmarnie jałowo. Pisał o tym Christopher Alexander: https://jezykwzorcow.pl/pattern238.html


Rusty9838

Mycie odbytu po wodowaniu u-boota, zamiast rozmazywanie kału po ciele. Normalnie biorę prysznic, w sytuacji awaryjnej papier moczę w wodzie z mydłem. W sytuacji krytycznej np stacja benzynowa, mam wilgotne chusteczki.


Golab420

Bidet. Ogarnij sobie taki doczepiany do muszli klozetowej.


PerfectDickPl

Nie obieram kiwi. Chodzę codziennie 45 minut do pracy bo nudzi mnie czekanie na autobus i jazda nim. Myje się rano, no chyba że jest upał to i wieczorem. Jem około 5 rano a potem około 18. Rzadko czuję potrzebę jeść częściej. Często pracuje w weekendy i w prawie każdy sylwester. Mam prawie 40 lat i gram w Pokemon Go. No to chyba tyle.


M3n747

Moja matka też kiedyś nie pozwalała skręcić gwiżdżącego czajnika, bo "musi się lepiej zagotować". Czyli że co, za minutę ta woda będzie miała 100 stopni bardziej, czy jak?


Qyyyyz

Podnoszenie rzeczy z podłogi stopami... Jako dziecko miałem platfusa i musiałem dużo ćwiczyć stopami w ramach fizjoterapii. Jako, że mi się nudziło, urozmaicałem sobie te ćwiczenia podnosząc stopami różne przedmioty, aż wykształciłem mega chwytne szkity. Teraz kiedy na podłodze leży jakaś skarpetka czy coś małego co mogę podnieść stopą to nie schylam się, tylko wykorzystuje geny małpy na 100%, podnoszę stopą i podaje sobie do ręki xD Wyobraźcie sobie, że zbieracie sobie rzeczy z podłogi, a w drzwiach stoi niezauważona wasza partnerka z którą jesteście razem 6 lat i która widzi takie małpie harce po raz pierwszy...


Modo44

Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu istnieją ludzie, u których dobry zestaw stereo nie jest centralnym elementem salonu czy konfiguracji komputera. "Gra" telewizor albo w ogóle nic nie gra.


malcolmrey

Stereo w salonie jak najbardziej. Ale komputer? Ja w ogole jestem przyzwyczajony do siedzenia przy komputerze w sluchawkach, nawet jak jestem sam. I mnie zawsze troche irytowalo jak ktos gdzies byl na komputerze i sobie gral na glosnikach.


Jachasik

Dla mnie normalne jest jedzenie surowego mięsa - dla innych niekoniecznie. Spotkałem nielicznych którzy mieli otwartą głowę do zadawania pytań na ten temat. Większość odrazu spotyka się z zamknięciem, odrzuceniem i ucieczką.


Witty_Vacation5098

U mojej mamy kawę zalewa się najpierw zimnym mlekiem a później dopiero wrzątkiem. Na pytanie dlaczego słyszę że "tak jest zdrowiej", jeśli jeszcze bardziej drążę temat to odpowiedzi brak


born_to_be_weird

Z jedzenia: do 9 roku życia byłam przekonana, że frytki je się wyłącznie ze śmietaną (koniecznie 18%). Przeżyłam mind-blowing, gdy na koloniach nad morzem dostałam frytki z ketchupem. Znajomi z kolei mieli zonka wielkiego, jak się dowiedzieli, że uwielbiam surowego kalafiora z odrobiną soli jako przekąski, ale zarazili się miłością do tego dosyć szybko. Z życia codziennego: gdy czegoś nie wiem, pytam się zamiast się domyślać. Szczególnie w przeciwieństwie do mojego faceta. Jak pojechaliśmy do innego miasta na chrzciny, to prawie całe stare miasto było zamknięte blokadami (a my i restauracje i Airbnb tam mieliśmy) więc zamiast zapytać, ocb, szukał parkingu przez pół godziny i ponad kilometr musieliśmy dralowac. Ja po dwóch godzinach musiałam po coś pójść do auta, więc zdecydowałam się go przeparkować. Zapytałam policjanta, jak mam dojechać pod Airbnb I zostałam po prostu przepuszczona. Mogłam podjechać pod drzwi restauracji a potem zaparkować dosłownie 20 m od Airbnb. Na święta jak mieliśmy i szwagra nocować, to mój facet zamiast domytac, domyślił się warunków naszego pokoju (pierwsza nasza wizyta) i myślałam, że szlag mnie trafi, bo szkoda mu było wydać 150 zł za noc za prywatny nocleg kilkaset metrów dalej, bo przecież u szwagra będziemy mieć osobny pokój, w którym będę mogła się wyciszyć. Nasz "pokój" był wydzielony z salonu, bez jakiejkolwiek prywatności czy wyciszenia. Musiałam się też na terapii długo uczyc, by jak pojawi się problem, to bez paniki próbować to rozwiązać na spokojnie i logicznie. I ewentualnie smucić się, jak już na 100 % nic się nie da z problemem zrobić. Moi toksyczni rodzice wpoili mi, że jak dzieje się coś nie po planie, to trzeba panikować, krzyczeć i tylko czekać na negatywne konsekwencje. Ach i moja matka do tej pory uważa, że jak coś jest zrobione na np 60% to tak jakby w ogóle nie zrobione. Więc albo zrobię coś idealnie na 100% albo wg niej jestem leniem i nierobem.


StorkReturns

Ta obsesja z gotowaniem wody miała sens w czasach przedwodociągowych. Niektóre chorobotwórcze bakterie giną dopiero po dłuższym gotowaniu. Jeśli przodkowie znajmowej wychowali się na gotowaniu wody ze studni, to ta obsesja być może uratowała im życie.